W środę wieczorem we wrocławskim Ratuszu odbyły się trójstronne rozmowy polskiego prezydenta, szefa rządu Czech (kraju, który w tym półroczu przewodniczy pracom Unii Europejskiej) oraz prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenko. Ich tematem była realizacji porozumienia między Moskwą a Kijowem w sprawie wznowienia dostaw rosyjskiego gazu na Ukrainę oraz tranzytu tego surowca do krajów UE.
Lech Kaczyński zaznaczył podczas konferencji prasowej po spotkaniu, że kryzys gazowy jeśli chodzi o Polskę jeszcze się nie zakończył i wymaga wielu działań, również ze strony UE. Z tego powodu - jak mówił - środowe rozmowy były bardzo potrzebne.
W poniedziałek Gaz-System i PGNiG poinformowały, że spółka RosUkrEnergo nie realizuje dostaw gazu do Polski. W związku z niewykonywaniem kontraktu przez RosUkrEnergo, bieżące dostawy gazu ziemnego do Polski ze Wschodu wynoszą ok. 76 proc. pierwotnie planowanych ilości.
Według polskiego prezydenta konflikt gazowy między Kijowem a Moskwą wymaga jednak przede wszystkim wyjaśnień, ponieważ - jak tłumaczył - w opinii publicznej krajów Europy zachodniej wyrażane jest przekonanie, że to Ukraina odpowiada w większej części za to, co się wydarzyło.
Lech Kaczyński podkreślił, że "jest związek między kryzysem gruzińskim a ukraińskim". W sierpniu ubiegłego roku zaczął się militarny konflikt gruzińsko-rosyjski, zaś w styczniu tego roku ukraińsko-rosyjski w sprawie gazu.
"Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ten drugi nie miał charakteru militarnego i za to należy Bogu dziękować. Ale był równie groźny. To elementy tej samej polityki odzyskiwania wpływów czy wręcz dominacji. Robi to się różnymi metodami, często z wielką zręcznością" - mówił prezydent.
Lech Kaczyński podkreślił, że w interesie wszystkich krajów UE, a także Ukrainy i państw leżących w rejonie Morza Czarnego i Kaspijskiego jest, żeby tego rodzaju polityka nie zakończyła się sukcesem. Prezydent zauważył, że polityka "odzyskiwania wpływów, a wręcz dominacji", ujawniona także podczas konfliktu gazowego z Kijowem, nie zakończyła się "nadmiernym sukcesem" także dzięki działaniom premiera Czech.
W ocenie polskiego prezydenta, podczas kryzysu gazowego interesy państw UE, ale także innych, związane z zasadą suwerenności, z lojalną współpracą gospodarczą, zostały naruszone. "Trzeba próbować często w niełatwej sytuacji odrabiać straty" - podkreślił. "Trzeba to robić konsekwentnie, choć może czasami powoli, nie za dużymi krokami" - dodał.
Lech Kaczyński zaznaczył też, że w pewnym momencie Ukraina będzie musiała stosować standardowe ceny gazu. "Tu nie mamy wątpliwości, że Ukraina będzie musiała przejść na ceny standardowe w pewnym okresie. Tylko najpierw te (ceny) muszą być, a teraz nie ma niczego takiego" - mówił.
Dodał również, że Juszczenko potwierdził podczas spotkania we Wrocławiu "prozachodni kurs swojej polityki".
Sam Juszczenko złożył deklarację, adresowaną do "wspólnoty europejskiej". "Szanowni obywatele Unii Europejskiej: na Ukrainie jeszcze nie narodził się i nie narodzi się polityk, który zakręci kurek na drodze gazu rosyjskiego do Unii Europejskiej. Jeżeli wam ktoś powie, że tego właśnie dokonała Ukraina, to proszę pamiętać moje słowa. To wielka nieprawda" - oświadczył.
Prezydent Ukrainy podziękował Topolankowi za wysiłek, jaki prezydencja czeska włożyła w zakończenie konfliktu gazowego. Przypomniał, że Ukraina i Rosja zawarły porozumienie w sprawie dostaw gazu i tranzytu tego surowca, ale - w jego ocenie - te umowy nie są "tak naprawdę umowami partnerskimi". Mimo to - zadeklarował - Ukraina będzie je wypełniać.
Według niego to, czego nie udało się osiągnąć, to m.in. rynkowy charakter relacji w sprawie ceny za gaz i ceny za tranzyt tego surowca. "Ukraina wzięła na siebie zobowiązanie zakupu rosyjskiego gazu po bardzo wysokiej cenie" - podkreślił Juszczenko.
Zaznaczył, że nie ma żadnych problemów w rozliczeniach między Ukrainą a Rosją w sprawach gazowych. Nie ma też - jak mówił - żadnych problemów związanych z tzw. niesankcjonowanym odbiorem rosyjskiego gazu. "Tutaj istnieje tylko jedna sprawa: proeuropejskie stanowisko Ukrainy" - podkreślił Juszczenko.
"Gaz to polityka, a wielki gaz to wielka polityka. U podstaw tego, co się wydarzyło na początku stycznia, leżą interesy geopolityczne" - przekonywał przywódca Ukrainy.
Z kolei Topolanek zadeklarował, że w ramach czeskiej prezydencji wykona "dwa kroki". Po pierwsze - jak mówił - będzie przekonywał "europejskich kolegów" do pogłębiania współpracy z Ukrainą, również w kierunku euroatlantyckim. "Drugim krokiem będzie test integracji europejskiej, próba rozwiązania sprawy wspólnej polityki energetycznej, szczególnie w zakresie gazu i ropy" - podkreślił.
Topolanek dodał, że "umowy mogą zawierać wszystko - papier może ująć mnóstwo rzeczy, ale rzeczywista integracja europejska zostanie pokazana w prawdziwym świetle w kwestii gazu". "To, że wolność i niepodległość naszych krajów w ramach Unii Europejskiej zależy od dostaw gazu i ropy, tego nie muszę podkreślać" - dodał.
Po rozmowach prezydenci Polski i Ukrainy oraz premier Czech zjedli kolację w jednej z wrocławskich restauracji.
Konflikt rosyjsko-ukraiński, wywołany brakiem umów o cenie gazu dla Ukrainy w bieżącym roku i stawkach za jego tranzyt przez ten kraj do państw UE, doprowadził do odcięcia dostaw błękitnego paliwa dla Kijowa, a następnie do wstrzymania jego dostaw do odbiorców europejskich. Tłoczenie gazu z Rosji na Ukrainę i do UE wznowiono tydzień temu po porozumieniu zawartym przez ukraiński Naftohaz i rosyjski Gazprom w obecności premierów obu państw, Julii Tymoszenko i Władimira Putina.
ND, PAP
Pitbul: pies na polityków. Nowy portal rozrywkowy zaprasza!