Proces ws. Nangar Khel: nowe dokumenty kpt. C.

Proces ws. Nangar Khel: nowe dokumenty kpt. C.

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kpt. Olgierd C., oskarżony o wydanie rozkazu ostrzelania wioski Nangar Khel, kontynuował wyjaśnienia przed sądem. Zapewniał, że nie wydawał takiego polecenia. Nowe dokumenty, jakie przedstawił na swoją obronę, mogą doprowadzić do wszczęcia śledztwa w sprawie ukrywania przez niego dowodów.

Trzeci dzień procesu przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie przeciwko siedmiu żołnierzom, oskarżonym o zbrodnię ludobójstwa, zajęły wyjaśnienia kapitana C. Powtarzał on, że nie wydawał rozkazu ostrzelania zabudowań. Zapewniał, że nie było sytuacji, by już po oficjalnie postawionym zadaniu ostrzelania z moździerza ustalonych wcześniej stanowisk obserwacyjnych talibów nakazał żołnierzom ostrzał jakiejkolwiek wioski.

Dowódca mówił też, że negatywnie oceniał działania oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego w Afganistanie. "Od długiego czasu (przed ostrzałem wioski) nie uczestniczyli oni w przedsięwzięciach realizowanych przez zespół. Bazowaliśmy na własnym rozpoznaniu" - relacjonował.

Jak mówił, z akt sprawy dowiedział się, że o zdarzeniu w wiosce podoficer żandarmerii i oficerowie SKW dowiedzieli się kilkanaście minut po jego wyjeździe z bazy.

"Żaden z nich nie wykonał czynności, by się ze mną skontaktować i  poinformować mnie, że z ich punktu widzenia właściwe byłoby, aby udali się w  miejsce zdarzenia" - wskazał, ustosunkowując się do postawionego mu w akcie oskarżenia zarzutu, że sam wyjechał do Nangar Khel, nie powiadamiając o tym ŻW ani SKW. Oskarżony uważa, że nie miał takiego obowiązku, a po powrocie zameldował o wyjeździe swemu przełożonemu - który wcześniej nakazał mu ten wyjazd.

Kpt. C. dodał, że - z tego, co wie - miejsce ostrzału po raz pierwszy udokumentowano dopiero nazajutrz po zajściu, tj. 17 sierpnia 2007 r. w godzinach porannych. Jak mówił, nie było już możliwości dokonania oględzin ciał zabitych, bo Afgańczycy niezwłocznie przystąpili do pochówków. On sam dzień wcześniej, gdy był na miejscu, nie sporządzał dokumentacji.

Na dowód, że nie może być mowy o jego rozkazie ostrzelania wiosek kpt. C. przedłożył sądowi wydaną po angielsku instrukcję dowództwa ISAF, zalecającą takie użycie broni, by wyrządzić jak najmniejszą szkodę cywilom.

"Przestrzegałem tych zaleceń, które nadeszły z dowództwa ISAF i przedstawił mi je mój przełożony płk Adam Stręk. Dałem to moim podwładnym, którzy własnoręcznymi podpisami poświadczyli, że się z nią zapoznali" - mówił kapitan. Według niego, także współoskarżony ppor. Łukasz Bywalec, pseud. Bolec, zapoznawał się z instrukcją, co poświadczył własnoręcznym podpisem - a było to  pewien czas przed wyjazdem na akcję do Nangar Khel.

Pytany o to przez Bywalec nie przeczył, że zapoznał się z tym dokumentem, ale dodał, że nie stoi to w sprzeczności z ustaleniami śledztwa, że C. kazał im  dokonać takiego ostrzału.

Sąd załączył pismo do materiału dowodowego, mimo protestów obrońców współoskarżonych, według których ta instrukcja nie jest dokumentem w rozumieniu prawa, bo brak na nim podpisu wystawcy. Także w środę kpt. C. przedstawiał dwa dokumenty załączone do akt przez sąd mimo protestów obrony - były to wydrukowane z wojskowej sieci Centrix rozkaz wyjazdu jednego z plutonów do Nangar Khel i  meldunek sporządzony po powrocie. Według oskarżonego C. prokuratura nie  zabezpieczyła tych dokumentów w śledztwie.

Gdy kpt. C. przedłożył sądowi swą korespondencję m.in. z ppor. Bywalcem, której nie zabezpieczono w śledztwie, zaprotestował obrońca podporucznika, mec. Jacek Kondracki. "Czy sądu nie zastanawia, skąd oskarżony ma te dokumenty?" -  pytał, domagając się reakcji sądu i prokuratury. Inni obrońcy także wskazywali, że mogło dojść do ukrywania dowodów.

Sędzia Mirosław Jaroszewski z dezaprobatą odniósł się do tych wypowiedzi adwokatów i podkreślił, że każdy oskarżony ma "święte prawo do obrony" i może je  wykorzystywać tak, jak uzna za stosowne. Przypomniał ponadto, że każdy z  oskarżonych stoi pod zarzutem popełnienia zbrodni. Jak wskazał, na żadnym z  dokumentów nie ma informacji, że podlega ochronie informacji niejawnych.

"Te dokumenty pochodzą z mojej kancelarii, której prokuratura nie przeszukała - przeszukano tylko moje mieszkanie" - odpierał kpt. C. dodając, że nie miał obowiązku rozliczania się z tych dokumentów, które stanowią - jak się wyraził -  jego własną dokumentację jako dowódcy grupy bojowej "C" w Afganistanie.

Po krótkiej przerwie prokurator płk Jakub Mytych wniósł o wydzielenie złożonych przez oskarżonego C. materiałów i wysłanie ich prokuraturze, bo - jak ocenił - zachodzi prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa ukrywania dowodów, co prokuratura wojskowa powinna zbadać w śledztwie.

Następna rozprawa - 10 marca. Kpt. C. będzie kontynuował swe wyjaśnienia. W  czwartek poprosił o przerwę, bo - jak powiedział - nie może skoncentrować się z  powodu zmęczenia spowodowanego składaniem wyjaśnień na stojąco. Sąd pouczył go, że tym razem nie potraktuje tego jako próby przeciągania procesu, bo nie ma ku temu przesłanek, ale jeśli takie przypadki będą się powtarzały, w sali będzie obecny lekarz.

pap, keb, ND

Pitbul: pies na polityków. Nowy portal rozrywkowy zaprasza!