Na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego lider PiS wygłosił wykład o tym, czy potrzebne jest dziś państwo narodowe. Pojawienie się polityków PiS na uczelni wzbudziło zdziwienie przedstawicieli władz wydziału, które wynajmując salę prywatnej firmie, nie wiedziały, że ma się tam odbyć impreza polityczna.
Odpowiadając na pytania uczestników spotkania J.Kaczyński zapowiedział, że jego partia będzie dążyć do tego, by stworzyć w europarlamencie, wraz m.in. brytyjskimi konserwatystami i czeskim ODS-em klub, w którym - jak mówił - "będziemy mieli całkowitą swobodę, jeżeli chodzi o bronienie interesów narodowych, nie będzie dyscypliny".
Lider PiS wskazał, że w wielkich klubach w PE, do których należy PO czy PSL, jest dyscyplina w głosowaniu także w sprawach narodowych. Dlatego - ocenił - walka o interesy narodowe jest tam "w najwyższym stopniu utrudniona w bardzo wielu wypadkach".
Do najważniejszych kwestii, o jakie partia chce zabiegać w PE, prezes PiS zaliczył sprawę równego traktowania Polski. Jako przykład nierówności podał stocznie. Jak mówił, np. Niemcy dopłaciły w ubiegłym roku do swoich stoczni 300 mln euro, wspierają też inne branże. "To jest wszystko wbrew przepisom UE. Wobec nas nie zastosowano takiej elastycznej formuły, mimo iż wydaje mi się, że można ją było wywalczyć" - ocenił.
Prezes PiS zapowiedział też zabiegi o sprawne wydawanie unijnych środków oraz o to, by w kolejnej perspektywie budżetowej UE Polska otrzymała co najmniej tyle samo unijnych funduszy co obecnie. "W tej chwili najważniejsze jest to, żeby w Polsce wydawano środki europejskie, bo jak dotąd wykorzystanie jest poniżej 1 proc." - uważa J. Kaczyński.
Za nierówne uznał również traktowanie w UE polskiego rolnictwa. Jak powiedział, zbliżone do siebie ok. 70-haktarowe gospodarstwa dostają różne dopłaty: w Polsce ok. 35 tys. zł, w Niemczech równowartość ok. 100 tys. zł, w Grecji - 180-190 tys. zł. "Mamy tutaj do czynienia z daleko idącą nierównością. Po drugie dopłaty, polityka rolna są kwestionowane, czyli trzeba ciągle walczyć o to, żeby jej nie zniesiono" - powiedział.
J. Kaczyński opowiedział się również za wdrożeniem unijnej dyrektywy usługowej, by polskie przedsiębiorstwa mogły na podstawie polskiego prawa świadczyć usługi w całej UE.
Za ważne prezes PiS uznał też sprawy historyczne, rzutujące na obecny prestiż Polski i Polaków. "To jest bardzo ważne dla statusu Polski jako narodu i dla statusu każdego Polaka, który jest np. w Londynie, czy wszystko jedno gdzie w UE. Bo to co się wmawia na temat Polski, ten stereotyp Polski, który także poprzez historię jest nieustannie przekazywany, jest po prostu fatalny i obniża nasz prestiż, obniża naszą czysto osobistą pozycję" - uważa polityk.
"Jeżeli dzisiaj Polacy zarabiający w Londynie są na ostatnim miejscu ze wszystkich nacji tam pracujących, łącznie z afrykańskimi, to jest m.in. wynik tego bardzo niskiego statusu. Z tym trzeba walczyć. Zamiast piać nieustannie na cześć Europy, organizować pochody i udawać, że jest lepiej, niż jest, to trzeba po prostu o to wszystko walczyć" - powiedział J. Kaczyński.
Poniedziałkowe, otwarte spotkanie na Uniwersytecie Śląskim zostało przez organizatorów przedstawione jako konferencja naukowa. Oprócz J. Kaczyńskiego krótkie wystąpienia wygłosili także dwaj kandydaci PiS do europarlamentu: Marek Migalski i Michał Seweryński. Tym, że tego typu polityczne spotkanie odbywa się na uczelni, zaskoczony byli jej przedstawiciele. Wydział prawa wynajął salę toruńskiej spółce SOS Music.
"Wynajęliśmy salę dla tej firmy, a dzisiaj o godz. 10 dowiedzieliśmy się, że to ma być spotkanie przedwyborcze. Nie chodzi o pana Jarosława Kaczyńskiego - nie robimy żadnych politycznych imprez dla nikogo. Jesteśmy po to, żeby ludzi kształcić, a nie dopuszczać do politycznych wystąpień" - mówił dziennikarzom prodziekan wydziału prawa i administracji UŚ dr Michał Kalitowski.
"Moglibyśmy zaognić sytuację, zamknąć salę, wyrzucić ludzi, dać ogłoszenie do prasy itd. Tylko niewykluczone, że to byłaby jeszcze lepsza kampania wyborcza dla kogoś, kogo tu nie chcemy, tak jak i innych nie chcemy polityków" - dodał prodziekan. Postępowanie firmy wynajmującej salę od uczelni, która nie uprzedziła o charakterze spotkania, ocenił jako nieetyczne i nieuczciwe.
Przedstawiciele śląskiego PiS zapewniali, że to nie oni byli organizatorami spotkania. Uczestniczący w nim Jan Dziedziczak z PiS powiedział dziennikarzom, że sprawy nie zna. Potwierdził jedynie, że zna firmę SOS Music. Poprosił o przesłanie pytań w tej sprawie do biura prasowego PiS.
ND, PAP