"Tragedia taka jak ta sprzyja uproszczeniom. Chcę dowieść, że to moja praca doprowadziła do uporządkowania sprawy i ujęcia rzeczywistych sprawców tej zbrodni" - mówił Wasilewski. Prowadził on śledztwo w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika do maja 2006 r., gdy sprawę przekazano specjalizującej się w wykrywaniu porwań Prokuratorze Okręgowej w Olsztynie.
"Nie mogę się pogodzić, że w mediach mówiono, iż w Olsztynie w kilka miesięcy udało się znaleźć sprawców, a w Warszawie nie zrobiono nic" - mówił Wasilewski dodając, że ma za złe ówczesnemu Prokuratorowi Krajowemu Januszowi Kaczmarkowi za to, że "bez uzasadnienia" przeniósł sprawę do Olsztyna.
Wasilewski podkreślił, że to on - po zbadaniu wszystkich możliwych wątków - wykluczył wersję sfingowania przez Olewnika swego porwania i przyjął za jedyną - porwanie dla okupu. Pracował z nową grupą śledczą powołaną z CBŚ i - jak zaznaczył - do dziś jest przekonany o "profesjonalizmie i czystości intencji" członków z tej grupy.
"Zbadałem anonim przesłany do prokuratury (wskazywał on porywaczy już na początkowym etapie sprawy, ale śledczy nie robili z niego wcześniej użytku) i billingi rozmów, co doprowadziło do zatrzymania porywaczy" - dodał warszawski prokurator.
Krzysztofa Olewnika porwano w 2001 r. Sprawcy więzili go przez wiele miesięcy, potem postanowili zabić. Już po tym jak został zamordowany, jego rodzina - upewniana przez bandytów, że Krzysztof żyje - zapłaciła 300 tys. euro okupu za jego uwolnienie. Rodzina ma największe pretensje do władz o to, że na początkowym etapie sprawy prowadzono ją niefrasobliwie, zajmowano się pobocznymi wątkami i forsowano wersję o tym, że Olewnik - mając problemy w biznesie i życiu osobistym - sfingował swoje porwanie. Dopiero po kilku latach śledczy uwierzyli, że tak nie było.ND, PAP