Pod koniec czerwca CBA i Prokuratura Okręgowa w Białymstoku poinformowały, że zarzuty w tej sprawie postawiono zarówno obecnemu prezesowi, jak i jego poprzednikowi Bogdanowi T.
"Władysław Ł. oraz Bogdan T. telefonicznie lub osobiście polecali podległemu im dyrektorowi oddziału terenowego ARR w Białymstoku zatrudnianie lub zwalnianie wskazanych przez nich osób. Mężczyźni naruszyli w ten sposób przepisy ustawy stanowiące, że nabór kandydatów do zatrudnienia na wolne stanowiska pracy w Agencji jest otwarty i konkurencyjny" - informowało wtedy CBA.
Jak podawało wówczas Biuro, obecny prezes "nie tylko wymógł zatrudnienie wskazanego przez siebie pracownika, ale jednocześnie zezwolił na utworzenie dla niego dodatkowego etatu i dostosowanie do jego wykształcenia wymogów postępowania rekrutacyjnego". "Bez uzasadnienia ani opinii o nim polecił także awansowanie go na wskazane stanowisko w białostockim oddziale" - informowało CBA.
Prezes Łukasik mówił na konferencji prasowej w Białymstoku, że "były wyjaśnienia i trwa dochodzenie". Jak powiedział, zarzuty "w rzeczy samej nie istnieją". Tłumaczył, że wynikają jedynie z doniesienia zwolnionego przez niego dyrektora oddziału w Białymstoku.
Łukasik tłumaczył, że nie mógł naciskać na dyrektora oddziału w Białymstoku w kwestii zatrudnienia jego zastępcy, bo takie decyzje są w jego, czyli prezesa, a nie dyrektora oddziału, kompetencjach. "Po drugie, nie było takiej okoliczności" - powiedział prezes ARR. Dodał, że w przeszłości zajmował różne stanowiska i "nigdy nie miał żadnych problemów z interpretacją i stosowaniem prawa".
"Jestem spokojny. Ostateczny finał tej sprawy może być tylko jeden" - mówił Łukasik. Pytał, dlaczego zwolniony dyrektor swoich zastrzeżeń nie zgłosił wcześniej, a dopiero wówczas, gdy stracił pracę.
Według prokuratury, śledztwo zmierza ku końcowi. Zaczęło się od zawiadomienia złożonego do CBA przez byłego już dyrektora podlaskiego oddziału ARR Andrzeja Sutkowskiego. O Sutkowskim stało się głośno po prowokacji dziennikarzy programu TVN "Teraz my", którzy jesienią 2008 roku pokazali, że w bydgoskim i białostockim oddziale ARR można załatwić pracę, powołując się w rozmowie telefonicznej na znajomości w resorcie rolnictwa.
Ostatecznie Sutkowski stracił pracę w Agencji. Wcześniej dyrektor oddziału ARR w Bydgoszczy sam podał się do dymisji.
ND, PAP