Zdziwieni, że trzeba płacić
Kiedy Libertas otrzymał materiały okazało się, że partia nie spieszyła się z zapłatą za pracę. - Na początku naszej współpracy dostaliśmy pięć tysięcy złotych gotówką - za pierwszą partię materiałów. I to by było na tyle - relacjonuje Grzegorzak. Materiały zamawiał Marcin Sroka, zastępca przewodniczącego Młodzieży Wszechpolskiej. Po wpłaceniu wspomnianych wyżej 5 tysięcy złotych Sroka nie zamierzał przekazywać firmie kolejnych pieniędzy. - Ciągle nas zbywał. Potem jego telefon zamilkł. Próbowaliśmy skontaktować się z Libertasem różnymi drogami, ale to było ciągłe odbijanie piłeczki. Na rachunki telefoniczne wydałem ponad 600 zł. W biurze partii odbierały sekretarki i nigdy nie było nikogo odpowiedzialnego za zamówienia, albo słyszałem, że pan Sroka nie ma z tym nic wspólnego, albo byłem odsyłany do kolejnych ludzi, którzy moimi telefonami byli bardzo zdziwieni - żali się pracownik agencji.
Telefony zamilkły
Po wielu interwencjach firma Post4Mat odzyskała co prawda część pieniędzy, ale jak wynika z faktur wystawionych na KW Libertas do zapłacenia pozostało jeszcze około 9 tysięcy złotych. Tu pojawia się jednak problem ponieważ od kilku tygodni telefony Komitetu Wyborczego Libertas milczą, a wysyłane faktury wracają do agencji reklamowej z adnotacją, że pod podanym adresem KW Libertas nie ma. Okazuje się bowiem, że pod warszawskim adresem ugrupowania jest teraz siedziba zagranicznego wydawnictwa. Bezskuteczne jest też dzwonienie pod podawane przez Libertas numery telefonów.
Sprawa skończy się w sądzie?
Dlatego firma Post4Mat zwróciła się o pomoc do śląskiej firmy windykacyjnej. - Do tej pory nie udało nam się nawiązać kontaktu z nikim z firmy, którą ponaglamy do zapłacenia należności. Listy wracają ze wszystkich wskazanych na fakturach adresów. Jeśli nie odzyskamy tych pieniędzy, to sprawa znajdzie finał w sądzie - informuje Krzysztof Gortat z kancelarii JJM Polska .
TOK FM, arb