- Przeprosiny są efektem ugody zawartej przez nas po długim procesie. Skoro je opublikowano, ja jestem usatysfakcjonowany, sprawę puszczam w niepamięć - powiedział Brochwicz. Przed sądem oprócz przeprosin żądał on też wpłaty 20 tys. zł na cel społeczny. Na mocy ugody Brochwicz odstąpił od tego roszczenia.
Dwóch kolegów z MSW
W marcu 2008 r. "Rz" napisała, że Bondaryk w czasie, gdy zajmował się w PTC bezpieczeństwem danych, nakazał sprawdzenie służbowym sprzętem do wykrywania podsłuchów pomieszczeń użytkowanych przez Brochwicza. Obaj panowie znali się z czasów, gdy zajmowali stanowiska wiceszefów MSWiA w rządzie Jerzego Buzka.
Brochwicz: nikt nie sprawdzał moich biur
Brochwicz wytoczył za to wydawcy "Rz", redaktorowi naczelnemu i autorowi artykułu proces cywilny. Według niego nieprawdziwe artykuły w dzienniku podważyły jego wiarygodność jako adwokata. - Klienci zastanawiają się, czy mogą szczerze rozmawiać z obrońcą oskarżanym o kumoterskie relacje z Bondarykiem i wykorzystywanie świadczeń, za które trzeba dużo płacić - powiedział. Zaprzeczył, by Bondaryk lub ktokolwiek inny sprawdzał jego biura.
49-letni Brochwicz był w pierwszej połowie lat 90. wiceszefem kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Był członkiem delegacji, która udała się do Rosji w sprawie moskiewskiej pożyczki dla PZPR. Później był również ekspertem PO i członkiem Rady Programowej tej partii. Jako adwokat Brochwicz reprezentował m.in. Janusza Kaczmarka, byłego szefa MSWiA, podejrzanego o fałszywe zeznania ws. przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa w lipcu 2007 r.PAP, arb