Drogowe kłamstwa policji

Drogowe kłamstwa policji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przywykliśmy już do tego, że niemal codziennie media pokazują szokujące zdjęcia z wypadków drogowych. Dlatego zapewne bez głębszej refleksji większość Polaków przyjęła informację, że w okresie wakacyjnym zginęło na polskich drogach blisko tysiąc osób. Jak co roku, tak i teraz policja wydała kuriozalny komunikat, powołując się na statystyki, że przyczyną większości wypadków była nadmierna prędkość.
Te dane nie zawierają jednak pozycji "zły stan dróg". Można by więc wysnuć wniosek, że fatalna nawierzchnia polskich dróg nie jest przyczyną ani jednego wypadku. Trudno o bardziej absurdalny wniosek.

Wystarczy stanąć choćby na Trasie Siekierkowskiej w Warszawie, aby zobaczyć, że prawie nikt nie jeździ tam z wymaganą prędkością 70 km/godz. Ponad 90 procent samochodów dozwoloną prędkość przekracza. Nie oznacza to jednak, że wszyscy, którzy przejeżdżają Trasą Siekierkowską są bandytami drogowymi. Oznacza to tylko tyle, że znaki i ograniczenia prędkości są kompletnie niedostosowane do rzeczywistości. Trudno bowiem wymagać od kierowców luksusowych samochodów, aby na prostej, trzypasmowej drodze jeździli siedemdziesiątką.

Taka sytuacja jest jednak bardzo wygodna dla policjantów i urzędników. Wystarczy wyjechać na tą trasę nieoznakowanym radiowozem wyposażonym w videorejestrator, aby kosić wysokie mandaty od kierowców naruszających te nieżyciowe przepisy. Jedna kontrola to 400-500 złotych mandatu. Sto takich kontroli dziennie daje ponad 40 tysięcy złotych wpływów do miejskiej kasy. Suma nie do pogardzenia. Urzędnicy zacierają ręce (bo część z tych pieniędzy zostanie przeznaczona na premie dla nich), a policjanci obmyślają kolejne plany walki z piratami drogowymi. Te zaś nie są w stanie poprawić bezpieczeństwa na drodze. I błędne koło się zamyka. Trudno oprzeć się wrażeniu, że we wszystkich tych akcjach chodzi nie o to, by dyscyplinować kierowców lecz o to, aby wyciągać od nich pieniądze.

Każdy, kto przejechał po polskich drogach przynajmniej 50 tysięcy kilometrów, wie, że przyczyną większości wypadków nie jest nadmierna prędkość, a fatalny stan dróg. To z powodu dziur, kolein, zwężeń, fatalnej nawierzchni samochody wypadają z jezdni, wpadają do rowów czy się zderzają. Brak dobrych poboczy sprawia, że kierowcy nie mają miejsca, by wyprzedzać, czy omijać pieszych. O tragedię więc nietrudno.

Aby poprawić bezpieczeństwo na drogach, należy przestać inwestować w fotoradary i videorejestratory, a zacząć budować i remontować istniejące drogi. Załatanie dziesięciu dziur (choćby na Wisłostradzie) lepiej wpłynie na poziom bezpieczeństwa w Warszawie niż instalowanie stu fotoradarów. Podobnie zbudowanie nowoczesnej autostrady między Warszawą a Koninem radykalnie obniży poziom wypadków między tymi miastami.

Dowiodła to droga z Konina do Poznania. W latach 90. dochodziło tam do tysięcy wypadków, w których ginęły setki osób. Nie pomagały kolejne akcje policyjne, surowe represje i wysokie mandaty. Poziom wypadków utrzymywał się na niezmienionym poziomie. Gdy oba miasta połączono autostradą, ilość wypadków radykalnie spadła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak samo będzie i gdzie indziej, wraz z oddawaniem kolejnych odcinków autostrad.