Stoczniowcy zdają sobie sprawę z konsekwencji nieudanego zakupu stoczni przez katarskiego inwestora. Wiedzą, że mają coraz mniej szans na pracę przy produkcji statków. Dlatego żądają rozmów z rządem na temat specjalnej ochrony i wypłaty świadczeń - donosi "Dziennik".
Jak pisze "Dziennik" zaczyna rodzić się poważny problem. Po ostatnim weekendzie, kiedy stoczniowcy rozbili miasteczko namiotowe pod sopockim domem premiera Donalda Tuska, mając nadzieję na rozmowę z premierem, stoczniowcy coraz silniej zaczynają napierać na rząd. W weekend do rozmów nie doszło, jednak stoczniowcy nie odpuszczają. Mają bardzo konkretne roszczenia. Żądają nie tylko wypłaty odszkodowania i odprawy z pracy, ale również dofinansowania szkoleń i środków na przekwalifikowanie się. Argumentują, że chcą takiego samego traktowania, jak ich kolegów ze stoczni innych stoczni. Ale najpierw trzeba doprowadzić do rozmów.
- Rząd musi usiąść z nami do rozmów i zastanowić się nad wypłaceniem świadczeń dla tych, którzy nie znajdą pracy - mówi "Dziennikowi" Krzysztof Fidura z komisji zakładowej "Solidarności" w Stoczni Szczecińskiej. "S" stoczni już zapowiedziała, że poinformuje o szczegółach związkowców w środę na konferencji prasowej w Szczecinie."Dziennik" przypomina, że dotychczas stoczniowcy niechętnie przyjmowali oferty pracy przygotowane przez obsługującą ich firmę DGA. Różnica w zarobkach była zbyt duża. Na razie stoczniowcy zapowiadają protesty.
"Dziennik", dar