Szkolenia to tylko przykrywka
Przyjeżdżają na nie wysocy urzędnicy z afgańskich resortów, przedstawiciele władz w prowincjach oraz pracownicy organizacji pozarządowych. Ci, którzy mają przyjechać są delegowani przez samych Afgańczyków, następnie listę osób akceptuje ambasada Polska w Kabulu i centrala resortu. Czy te kandydatury były konsultowane z polskimi służbami specjalnymi? Nie wiadomo. Jednak kiedy tylko Afgańczycy wylądowali w Polsce, zaczęły się pierwsze ucieczki. Pierwszy Afgańczyk znikł tuż po zameldowaniu się w hotelu. - Zostawił nawet trochę swoich rzeczy. Ale odnieśliśmy wrażenie, że było to doskonale przygotowane: ktoś na niego czekał i pomagał mu zatrzeć za sobą ślady - mówi jeden z uczestników szkolenia proszący o zachowanie anonimowości. Organizatorzy natychmiast poinformowali policję, straż graniczną.
Nie ma ich już z Polsce?
Tymczasem przez następnych 10-dni turnusu zniknęli kolejni uczestnicy - czterech obywateli Afganistanu. Jak zbiegli? - Uciekali w różnych okolicznościach. Najbardziej zdziwił nas ten, który uciekł ostatni. Rozpłynął się już na lotnisku, po tym jak pożegnaliśmy się całą grupą - przyznaje „Dziennikowi" anonimowy rozmówca z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Resort oficjalnie potwierdza te ucieczki, ale nie chce podawać szczegółów. Również Komenda Stołeczna Policji została poinformowana o każdej z poszczególnych ucieczek. - Zarejestrowaliśmy w systemie poszukiwanych. Swoimi kanałami przekazaliśmy informacje do służb specjalnych, m.in do Centrum Antyterrorystycznego. Nie wydali się zbyt zainteresowani tymi faktami – potwierdza oficer stołecznej policji.
Z kolei Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zasłania się klauzulą tajemnicy państwowej – i odmawia komentarza w tej sprawie. Co się zatem dzieje z uciekinierami? Nikt nie wie. W opinii wysokiego rangą oficera policji – zbiegów już dawno nie ma w Polsce. - Zaproszenie potraktowali jako szansę do wjazdu na teren Unii Europejskiej. Teraz są w krajach Europy Zachodniej. Według najlepszego ze scenariuszy po prostu zaczęli nowe, godne życie. Ale są i gorsze scenariusze – mówi „Dziennikowi" anonimowy policjant.
dziennik.pl, dar