Siatkarze zamiast stoczni

Siatkarze zamiast stoczni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Siatkarze wygrali, ale mecz wciąż trwa. Tym razem za piłkę robią zawodnicy, a rozgrywają kancelaria premiera z kancelarią prezydenta. Wygląda na to, że Tusk wygrał. Szczegóły rozgrywki są dość tajemnicze, ale wszystko wskazuje na to, że ludzie premiera dość sprawnie wmanewrowali Lecha Kaczyńskiego w sytuację, w której portale internetowe mogą dawać nagłówki „prezydent nie spotka się z siatkarzami”.
Gdy nadąsanie głowy państwa ustąpi, w kancelarii prezydenta wkrótce zapewne potrwają gorączkowe prace nad tym, by jednak spotkać się z siatkarzami i pokazać ludowi, że nie tylko Tusk lubi sportowców, ale i Kaczyński. No chyba, że prezydent się obrazi na stałe, albo miast podopiecznych Castellaniego weźmie w opiekę biednego Leo Beenhakkera, który swoje krzywdy tak rozpamiętuje na łamach holenderskich gazet.

Ostatecznie Lech Kaczyński to znany obrońca pokrzywdzonych. Choć ten pokrzywdzony akurat raczej głowie państwa by nie przyniósł punktów poparcia.      

Zwycięski premier Tusk za to miał u siebie siatkarzy i grzejąc się w ich cieple mógł na chwilę zapomnieć, a my wraz z nim, o padających stoczniach, bajzlu w armii, nadciągającej burzy budżetowej. Co prawda siatkarze nie zachowali się i nie podziękowali za swój sukces ministrowi Sławomirowi Nowakowi (ten ostatni wczoraj objawił, ze zdobyliśmy medal dzięki reformom PO w związku siatkarskim), ale i tak było miło.

Tak to już bywa nie tylko u nas. Wystarczy przypomnieć, że po słynnej „nazistowskiej" olimpiadzie w 1936 roku, jej wielki bohater, czarnoskóry lekkoatleta Jesse Owens, tak naprawdę miał pretensje nie tyle do Hitlera, że nie podał mu ręki, co uwiecznili dziejopisarze (podawał tylko Niemcom), a do Franklina Delano Roosvelta. Sportowiec był zły o to, że prezydent szpanował wszem i wobec sukcesem amerykańskich olimpijczyków, na który w przemożnym stopniu złożyło się zdobycie 4 złotych medali przez Owensa, ale temu ostatniemu nie wysłał nawet telegramu ze słowem "dziękuję". Politycy zawsze i wszędzie uczepiają się sportowców jak kleszcz ucha, a z reguły taki mają wpływ na ich sukcesy jak kleszcz na słyszenie. Dlatego lepiej nie być naiwniakiem, oddzielać te sprawy i pamiętać, że za sukces siatkarzy odpowiadają oni sami i ich trener, z Nowakiem i Tuskiem co najwyżej można pogadać o stoczniach, a z Lechem Kaczyńskim o niepodpisywaniu traktatu lizbońskiego.