- Zabezpieczyliśmy szereg dowodów rzeczowych, głównie odzież, aparaty ratunkowe górników, lampy, kaski, notatniki - mówi redakcji Wprost24, prokurator Jacek Tokarski, który w nocy prowadził oględziny w kopalni "Wujek-Śląsk". Zaznaczył, że na razie jest za wcześnie, by stwierdzić jakiekolwiek nieprawidłowości.
- Oględziny były realizowane w kilku turach. Pierwszą grupą byli prokuratorzy - mieliśmy obraz zdarzenia bez ingerencji innych osób – mówi Jacek Tokarski. - Zabezpieczyliśmy szereg dowodów rzeczowych, głównie odzież, aparaty ratunkowe górników, lampy, kaski, notatniki, które zbadają biegli. - W oględzinach, które trwały ponad siedem godzin, wzięło udział dwóch prokuratorów, którzy prowadzą to śledztwo wraz członkami Nadzoru Górniczego. Jeszcze dzisiaj zjeżdżają na dół kolejne osoby – w tym np. przedstawiciele związków zawodowych i Państwowej Inspekcji Pracy - dodaje.
Czegoś szukali prokuratorzy? - Przede wszystkim chcieliśmy się bezpośrednio zapoznać z miejscem, gdzie miał miejsce ten wybuch. Szukaliśmy rzeczy które zostawili górnicy. Wszystko to, co mogłoby nam wskazać gdzie dany górnik dokładnie pracował, gdzie zginął, bądź - gdzie przebiegała trasa ich ucieczki. Szukaliśmy też śladów nadpaleń ognia, co mogłoby nam, pokazać w którym kierunku przebiegał pożar – powiedział prok. Tokarski. Dodał również, że prokuratorzy „starali się ustalić, co było bezpośrednią przyczyną zapłonu metanu". - Jednak, na podstawie samych tych oględzin, bez dodatkowych czynności nie jesteśmy w stanie w chwili obecnej powiedzieć, co było bezpośrednią przyczyną zapłonu metanu. Jeszcze na to za wcześnie. Trzeba będzie te oględziny uzupełnić.
Kiedy zatem poznamy wyniki oględzin? - Trudno powiedzieć jak długo trzeba będzie czekać – zaznaczył prok. Tokarski.
Jakie było stężenie metanu w kopalni „Wujek-Śląsk"? - Trudno mówić jakie było stężenie metanu. Te oględziny temu nie służyły. To stężenie metanu, które mierzyliśmy, ma się nijak do tego, jak wyglądało to miejsce w chwili zdarzenia. Stężenie, które były w chwili zdarzenia, mamy zabezpieczone na nośnikach i będziemy je analizować, pod katem tego gdzie te czujniki były umiejscowione, oraz tego, jak przebiegało to zdarzenie w czasie. Ponieważ w różnym czasie to stężenie było inne. A gwałtowny wzrost stężenia był odnotowany w samym momencie zapalenia, czyli ok. godz. 10.10.
Nieprawidłowości? – Na razie zdecydowanie na mówienie o tym za wcześnie.
Będą zarzuty? – Za wcześnie by mówić o tym, czy będą postawione komuś zarzuty. Na pewno będziemy badać wszystkie okoliczności związane z samym wypadkiem. Szczegółowa analiza pomiarów, rozmów ze świadkami, protokołów tych oględzin, opinii biegłych pozwoli ustalić, czy w tym zakresie doszło do jakichś zaniedbań i jeśli jakieś zaniedbania stwierdzimy, to oczywiście będą postawione zarzuty. Czy w ogóle zostaną komuś postawione zarzuty, na to zdecydowanie jest za wcześnie. To śledztwo będzie długotrwałe i czasochłonne - mówi Tokarski.
- Wciąż przesłuchujemy świadków. Również tych najistotniejszych świadków, czyli osoby, które były poszkodowane, bądź te, które były najbliżej w rejonie ściany piątej, gdzie miało miejsce zawalenie. Jednak większość z tych osób nadal przebywa w szpitalach. Na bieżąco przesłuchujemy tez osoby, które pojawiają się w mediach w prasie oraz inne osoby, które mogą mieć wiedzę co do samego wypadku - dodaje prokurator.
dk/Wprost24
Czegoś szukali prokuratorzy? - Przede wszystkim chcieliśmy się bezpośrednio zapoznać z miejscem, gdzie miał miejsce ten wybuch. Szukaliśmy rzeczy które zostawili górnicy. Wszystko to, co mogłoby nam wskazać gdzie dany górnik dokładnie pracował, gdzie zginął, bądź - gdzie przebiegała trasa ich ucieczki. Szukaliśmy też śladów nadpaleń ognia, co mogłoby nam, pokazać w którym kierunku przebiegał pożar – powiedział prok. Tokarski. Dodał również, że prokuratorzy „starali się ustalić, co było bezpośrednią przyczyną zapłonu metanu". - Jednak, na podstawie samych tych oględzin, bez dodatkowych czynności nie jesteśmy w stanie w chwili obecnej powiedzieć, co było bezpośrednią przyczyną zapłonu metanu. Jeszcze na to za wcześnie. Trzeba będzie te oględziny uzupełnić.
Kiedy zatem poznamy wyniki oględzin? - Trudno powiedzieć jak długo trzeba będzie czekać – zaznaczył prok. Tokarski.
Jakie było stężenie metanu w kopalni „Wujek-Śląsk"? - Trudno mówić jakie było stężenie metanu. Te oględziny temu nie służyły. To stężenie metanu, które mierzyliśmy, ma się nijak do tego, jak wyglądało to miejsce w chwili zdarzenia. Stężenie, które były w chwili zdarzenia, mamy zabezpieczone na nośnikach i będziemy je analizować, pod katem tego gdzie te czujniki były umiejscowione, oraz tego, jak przebiegało to zdarzenie w czasie. Ponieważ w różnym czasie to stężenie było inne. A gwałtowny wzrost stężenia był odnotowany w samym momencie zapalenia, czyli ok. godz. 10.10.
Nieprawidłowości? – Na razie zdecydowanie na mówienie o tym za wcześnie.
Będą zarzuty? – Za wcześnie by mówić o tym, czy będą postawione komuś zarzuty. Na pewno będziemy badać wszystkie okoliczności związane z samym wypadkiem. Szczegółowa analiza pomiarów, rozmów ze świadkami, protokołów tych oględzin, opinii biegłych pozwoli ustalić, czy w tym zakresie doszło do jakichś zaniedbań i jeśli jakieś zaniedbania stwierdzimy, to oczywiście będą postawione zarzuty. Czy w ogóle zostaną komuś postawione zarzuty, na to zdecydowanie jest za wcześnie. To śledztwo będzie długotrwałe i czasochłonne - mówi Tokarski.
- Wciąż przesłuchujemy świadków. Również tych najistotniejszych świadków, czyli osoby, które były poszkodowane, bądź te, które były najbliżej w rejonie ściany piątej, gdzie miało miejsce zawalenie. Jednak większość z tych osób nadal przebywa w szpitalach. Na bieżąco przesłuchujemy tez osoby, które pojawiają się w mediach w prasie oraz inne osoby, które mogą mieć wiedzę co do samego wypadku - dodaje prokurator.
dk/Wprost24