Liberalizm ważniejszy niż prawo
Mężydło podkreślił, że rząd polski ws. sprzedaży stoczni miał bardzo trudne zadanie, ze względu na wymogi, jakie narzuciła mu Komisja Unii Europejskiej. - Sprzedaż stoczni była swego rodzaju próbą ominięcia procedur narzuconych przez Komisję Europejską, ze względu na ważny interes publiczny. Przeprowadzany przetarg był korzystny z punktu widzenia nteresu przemysłu stoczniowego – uważa Mężydło. Przewodniczący Sejmowej Komisji Gospodarki dodaje również, że „jako liberał nie lubi kiedy dopłacamy do kolei, czy górnictwa, ale inaczej te gałęzie przemysłu by się nie utrzymały. Urzędnik zazwyczaj woli trzymać się przepisów, zamiast zrobić dobry interes, byle nie narazić się na zarzut przekroczenia prawa. Ja akurat do tego prawa nie mam takiego szacunku, bo będąc w opozycji przez długi czas świadomie je łamałem".
Nie ma usprawiedliwienia dla GradaZ kolei Leonard Krasulski, reprezentujący w Komisji Gospodarki PiS, podkreśla, że „absolutnie nie można usprawiedliwiać preferowania jednego inwestora, tłumacząc to dbaniem o interes publiczny". - Jeśli chodzi o stocznie, byliśmy jako Komisja gospodarcza zainteresowani tematem. Stocznia Gdyńska za 480 milionów złotych, w środku miasta, z ogromnym potencjałem ludzkim w żaden sposób nie zabezpieczonym przed zwolnieniami, dla tajemniczego inwestora – to nie jest interes publiczny. Kontrakt został podpisany na gaz, ale inwestor nie zapłacił za stocznie - mówiąc kolokwialnie wyrolowano nas – powiedział poseł w rozmowie z naszą redakcją.
Podobnego zdania jest Henryk Mielcarz z SLD, również członek Komisji. - Istnieją ustalone zasady, procedury, które mają służyć wyborowi najlepszego oferenta. Wszelkie wspieranie, dziwne oferty nigdy do końca nie są jasne i nigdy nie da się powiedzieć, czy są podyktowane dobrem publicznym bądź nie - mówi w rozmowie z Wprost24.- Sprawa stoczni została odebrana ministerstwu Gospodarki i przeszła do Ministerstwa Skarbu Państwa – ministrem gospodarki jest pan Pawlak z PSL, ministrem Skarbu Państwa pan Grad z PO – przypomina Krasulski. - I gaz i stocznie były prowadzone przez ministra Grada. To była sprawa strasznie zagmatwana. Najpierw był Holender, potem nagle Katar, potem fundacja katarska... sytuacja była bardzo niejasna i nigdy nie przedstawiana na Komisji Gospodarki – podkreśla.
Transakcja dyktowana PR-em
Czy jednak rząd powinien podejmować negocjacje z Katarczykami, jeżeli nie wiedział dokładnie co to za podmiot gospodarczy? Krasulski kategorycznie podkreśla, że nie. - Uważam, że to była transakcja wiązana, pakiet – gaz i stocznie. W tym samym czasie kiedy rząd negocjował z Katarem Japonia wynegocjowała 100 milionów dolarów mniej niż my, przy kontrakcie na 20 lat. To była transakcja dyktowana PR-em, tylko niech ludzie pomyślą, ile milionów będą teraz płacić za gaz – ocenia Krasulski. I dodaje: - To było sprytnie przemyślane, że nie było na Komisji Gospodarki. Były zapytania posłów na ten temat ale odpowiedzi były enigmatyczne.
- Dlaczego rząd wybrał akurat Katarczyków, skoro nie bardzo wiedział, co to za podmiot gospodarczy? - Tego to nie potrafię ocenić – przyznaje poseł Mielcarz. Podkreśla również, że interesuje go publiczne wyjaśnienmie tej sprawy. - Nie chodzi tylko o tę konkretną sytuację. To jest kolejna działalność polityków na rzecz życia publicznego, gdzie wystawia się na szwank wiarygodność struktur państwa, Sejmu i najwyższych organów. Trzeba wyjaśnić, czy były jakieś inne motywy działań rządu poza interesem publicznym – zaznacza.keb, dar