Bojkot kibiców
Smutny to był wieczór na Stadionie Śląskim. Bojkot kibiców protestujących przeciwko PZPN, fatalna gra reprezentacji w eliminacjach oraz zimowa aura sprawiły, że na obiekcie mogącym pomieścić ponad 47 tysięcy widzów pojawiło się około pięciu tysięcy. W tym gronie głośno dopingowała swoją drużynę grupa fanów (ok. 1300) ze Słowacji. Nieliczni polscy kibice wywiesili transparent z napisem "Chcemy dobra polskiej piłki. Polacy jesteśmy z wami", podkreślając w ten sposób, że protestują przeciwko PZPN, a nie reprezentacji.
Słowacy grali o awans
Sytuacja drużyny Vladimira Weissa przed tym meczem była jasna. Jego podopieczni musieli zakładać zwycięstwo Słowenii nad San Marino w równolegle rozgrywanym spotkaniu, dlatego do bezpośredniego awansu potrzebowali w Chorzowie sukcesu. Biało-czerwoni grali tylko o honor i prawdopodobnie o przedłużenie przygody Stefana Majewskiego z kadrą.
Fatalne warunki do gry
Padający prawie cały dzień śnieg sprawił, że obie drużyny musiały walczyć w ekstremalnych warunkach. Organizatorzy chyba za późno włączyli urządzenie podgrzewające murawę, poza tym przy tak obfitych opadach trudno było liczyć na zieloną murawę.
Samobój
Dziwny mecz rozpoczął się równie dziwnie. Już w trzeciej minucie nieatakowany przez nikogo Seweryn Gancarczyk kopnął piłkę do własnej bramki. Jerzy Dudek (powrót do kadry po ponad trzech latach) był bez szans. Szał radości w obozie gospodarzy i konsternacja wśród Polaków. Stefan Majewski miał prawo pomyśleć w tym momencie, że wszystkie siły obróciły się przeciwko niemu. Po około dziesięciu minutach gospodarze ruszyli do ataków, ale na śniegu trudno było konstruować groźne akcje. Próbowali m.in. Ireneusz Jeleń i Mariusz Lewandowski - strzelali za lekko lub niecelnie.
Bez szans
W 32. minucie kolejny pech biało-czerwonych. Lewandowski zdecydował się na mocny strzał zza pola karnego, jednak piłka trafiła w spojenie słupka z poprzeczką (przy okazji strącając śnieg z bramki). W ostatniej minucie pierwszej połowy przed dogodną okazją stanął Jeleń, ale jego strzał w kierunku opuszczonej przez Jana Muchę bramki zablokowali obrońcy gości. Po przerwie biało-czerwoni osiągnęli już zdecydowaną przewagę. Słowacy uznali, że w tak trudnych warunkach nie ma sensu dalej atakować i ryzykować utratą gola. Chwilami nie byli w stanie przekroczyć środkowej linii. Z naporu podopiecznych Majewskiego niewiele jednak wynikało.
W 65. minucie Słowakom udało się w końcu wyprowadzić kontratak, ale w sytuacji sam na sam Dudek powstrzymał Jana Kozaka. W odpowiedzi strzał Jelenia obronił Mucha, a w 73. minucie świetnej okazji nie wykorzystał Ludovic Obraniak. W miarę upływu czasu napór biało-czerwonych przybierał na sile. Wyróżniający się Mariusz Lewandowski robił co mógł, jak np. w 84. minucie, gdy znów uderzył potężnie na bramkę Słowaków. Mucha ponownie okazał się lepszy. "Afryka, Afryka!" - krzyczeli po ostatnim gwizdku słowaccy fani, którzy wbiegli na murawę, żeby wyściskać się ze swoimi bohaterami.
Nawet aura stadionu nie pomogła
Największym w środę był bez wątpienia Mucha, bramkarz warszawskiej Legii. Na Stadionie Śląskim polscy piłkarze trzykrotnie w historii zapewniali sobie awans do mistrzostw świata - w 1977, 1985 i 2001 roku, a raz do finałów mistrzostw Europy (w 2007). W kilku innych przypadkach sukcesy na chorzowskim obiekcie miały ogromny wpływ na awans biało-czerwonych do finałów MŚ. Tym razem zasłużony dla polskiej piłki stadion był świadkiem awansu rywali.
Bramka: Seweryn Gancarczyk (3-samobójcza)
Żółta kartka: Vladimir Weiss (Słowacja). Sędzia: Jonas Eriksson (Szwecja). Widzów ok. 5 tys.
Polska: Jerzy Dudek - Jakub Rzeźniczak, Arkadiusz Głowacki, Jarosław Bieniuk, Seweryn Gancarczyk - Jakub Błaszczykowski, Roger Guerreiro (60-Sławomir Peszko), Mariusz Lewandowski, Ludovic Obraniak - Ireneusz Jeleń (68-Robert Lewandowski), Paweł Brożek (86-Dawid Janczyk).
Słowacja: Jan Mucha - Peter Pekarik, Martin Petras, Zdenko Strba, Kornel Salata - Vladimir Weiss (66-Jan Novak), Marek Hamsik, Jan Kozak (85-Miroslav Karhan), Kamil Kopunek - Stanislav Sestak (75-Dusan Svento), Erik Jendrisek.
PAP< dar