- Rozumiem, że państwo dyskutują o kandydatach i tak jest zawsze przed wyborami, ale ja nie wchodzę w rachubę w żadnym wypadku - podkreślił.
Zapewnił, że "nie było w ogóle rozmowy na ten temat" między nim a przedstawicielami PO i że ma zamiar zgodnie z planem do końca 2011 r. pełnić funkcję przewodniczącego PE, a także pozostać jako eurodeputowany w PE do końca kadencji w 2014 r.
- Nie można po roku-dwóch sprawowania takiego urzędu powiedzieć, że zmieniamy swoje zainteresowania. To nie wypada w UE, proszę mi wierzyć - argumentował. Tłumaczył, że chodzi zarówno o pozycję Polski w UE, jak i zaufanie i poparcie, jakim obdarzyli go wyborcy, polskie partie polityczne i frakcje PE, które wybrały go na przewodniczącego.
Według czwartkowej "Gazety Wyborczej" najbardziej prawdopodobnym kandydatem PO w przyszłorocznych wyborach prezydenckich jest premier Donald Tusk, ale gdyby on nie wystartował, to udział w wyborach mógłby wziąć raczej Jerzy Buzek niż marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. - W PO wierzą, że Donald Tusk wystartuje w wyborach prezydenckich. Ale gdyby tak się nie stało, jako zmiennika nasi rozmówcy z władz partii wymieniają raczej Jerzego Buzka niż Bronisława Komorowskiego - napisała "GW". Cytowany przez "Gazetę" polityk z zarządu PO o szefie PE mówi: "Buzek wygrywa w pierwszej turze. Polacy go kochają, w czerwcowych wyborach do europarlamentu miał najlepszy wynik w kraju".
PAP