Cimoszewicz czarnym koniem wyborów prezydenckich?

Cimoszewicz czarnym koniem wyborów prezydenckich?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Włodzimierz Cimoszewicz (fot. A. Jagielak /Wprost) 
Gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś na Donalda Tuska zagłosowałoby 21 procent Polaków. Włodzimierz Cimoszewicz cieszy się poparciem 16 procent ankietowanych, a Lech Kaczyński - 12 procent - wynika z sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej". Aż 39 procent respondentów nie wie na kogo oddałoby swój głos.
Zdaniem Norberta Maliszewskiego, psychologa społecznego z Uniwersytetu Warszawskiego Polaków do głosowania na polityków z pierwszych stron gazet zniechęca konflikt między PO i PiS. – Ta walka zapewnia obu partiom stabilizację na scenie politycznej, ale z drugiej strony coraz więcej ludzi ma jej dość i dlatego nie chcą głosować na żadnego z tych polityków. Według Maliszewskiego stwarza to szansę dla kogoś trzeciego. – Niestety, jak dotąd się taki nie pojawił. Ale tę tęsknotę oddaje duża popularność Włodzimierza Cimoszewicza, który na razie przecież niewiele robi i na każdym kroku podkreśla, że nie ma zamiaru kandydować – uważa Maliszewski. Jego zdaniem Cimoszewicz mógłby osiągnąć sukces w II turze, ponieważ większość wyborców PiS wolałaby zagłosować na niego, niż na znienawidzonego Tuska.

Kandydat dla wszystkich

Z sondażu „Rz" wynika, że Cimoszewicz ma największą zdolność przyciągania wyborców z różnych partii. O ile sympatycy Tuska to w przeważającej mierze wyborcy PO, a sympatycy Kaczyńskiego to wyborcy PiS, o tyle chęć głosowania na Cimoszewicza deklaruje 70 proc. tych, którzy w tegorocznych wyborach do europarlamentu głosowali na SLD, 41 proc. wyborców PSL i co dziesiąty wyborca Platformy. – Tusk i Kaczyński uzależnili się od swoich elektoratów – tłumaczy Bartłomiej Biskup, politolog z UW. – A Cimoszewicz zrobił się politykiem dla wszystkich.

Tusk słabnie

Dr Jacek Kloczkowski zwraca uwagę na słabnącą pozycję Tuska. – Jeszcze kilka miesięcy temu był absolutnym faworytem wyborów prezydenckich. Teraz nadal prowadzi, ale popiera go znacznie mniej osób – podkreśla. – To efekt ostatnich afer oraz zaostrzenia języka przez szefa Platformy.

"Rzeczpospolita", arb