Wysokie poparcie w sondażach prezydenckich dla Włodzimierza Cimoszewicza świadczy o tym, że publiczne deklarowanie niechęci do stanowisk państwowych może być dobrym sposobem na zdobywanie elektoratu.
Jest to o tyle paradoksalne, że sam zainteresowany nie ogłosił, że będzie ubiegał się o fotel prezydenta. A mimo to co piaty Polak deklaruje chęć zagłosowania na niego. Cimoszewicz zawsze cieszył się w sondażach wysokim poparciem.
Publicznie rzadko deklarował chęć objęcia jakiegoś stanowiska. Tak było po odejściu Józefa Oleksego, kiedy szukano kandydata na premiera. A jednak premierem wówczas został. I choć jego obóz polityczny skompromitował się i w końcu stracił władzę, poparcie dla samego Cimoszewicza było niezmiennie wysokie. Tak samo, kiedy był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Belki. Lewica wprawdzie musiała oddać władzę, ale wizerunek polityczny Cimoszewicza stracił znacznie mniej niż jego obóz polityczny. I jak widać nadal jest jednym z najbardziej popularnych polityków Lewicy.
Czyżby publiczne odżegnywanie się chęci objęcia od stanowisk było dobrym sposobem na popularność? Chyba tak, skoro kilka dni temu kandydatem Platformy Obywatelskiej do komisji śledczej, która ma zbadać sprawę hazardu został Mirosław Sekuła, choć publicznie głosi, że "nie pali się" do pracy w tej komisji. W rozmowie z WPROST24, twierdził nawet, że jego kandydatura została zgłoszona bez jego akceptacji.
Niewątpliwie takie deklarowane, fałszywie czy szczerze, desinteressment może pomóc politykowi uzyskać wysokie poparcie. Polskie społeczeństwo postrzega bowiem klasę polityczną jako gromadę zdemoralizowanych urzędników walczących stołki , władze i pieniądze. Na tym tle ktoś, kto nie awanturuje się o posadę, siłą rzeczy robi wrażenie poważnego i wiarygodnego kandydata.
Awantury polityczne, w których ginie gdzieś interes narodowy powodują, że wyborcy chcą kogokolwiek, kto nie kojarzy im się z aktualnym układem politycznym. W tej sytuacji, niezależnie od poglądów samego Cimoszewicza, wysokie poparcie dla kogoś, kto nie ma opinii awanturnika walczącego o stanowisko, musi cieszyć.
Publicznie rzadko deklarował chęć objęcia jakiegoś stanowiska. Tak było po odejściu Józefa Oleksego, kiedy szukano kandydata na premiera. A jednak premierem wówczas został. I choć jego obóz polityczny skompromitował się i w końcu stracił władzę, poparcie dla samego Cimoszewicza było niezmiennie wysokie. Tak samo, kiedy był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Belki. Lewica wprawdzie musiała oddać władzę, ale wizerunek polityczny Cimoszewicza stracił znacznie mniej niż jego obóz polityczny. I jak widać nadal jest jednym z najbardziej popularnych polityków Lewicy.
Czyżby publiczne odżegnywanie się chęci objęcia od stanowisk było dobrym sposobem na popularność? Chyba tak, skoro kilka dni temu kandydatem Platformy Obywatelskiej do komisji śledczej, która ma zbadać sprawę hazardu został Mirosław Sekuła, choć publicznie głosi, że "nie pali się" do pracy w tej komisji. W rozmowie z WPROST24, twierdził nawet, że jego kandydatura została zgłoszona bez jego akceptacji.
Niewątpliwie takie deklarowane, fałszywie czy szczerze, desinteressment może pomóc politykowi uzyskać wysokie poparcie. Polskie społeczeństwo postrzega bowiem klasę polityczną jako gromadę zdemoralizowanych urzędników walczących stołki , władze i pieniądze. Na tym tle ktoś, kto nie awanturuje się o posadę, siłą rzeczy robi wrażenie poważnego i wiarygodnego kandydata.
Awantury polityczne, w których ginie gdzieś interes narodowy powodują, że wyborcy chcą kogokolwiek, kto nie kojarzy im się z aktualnym układem politycznym. W tej sytuacji, niezależnie od poglądów samego Cimoszewicza, wysokie poparcie dla kogoś, kto nie ma opinii awanturnika walczącego o stanowisko, musi cieszyć.