Kiedy po raz pierwszy przeczytałem dwa wywiady z byłym szefem klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej ("Polska The Times", wydanie weekendowe i "Newsweek", poniedziałek) naszła mnie refleksja, że powiedzenie, że "Milczenie jest złotem" ma w sobie głęboką mądrość. Potem pomyślałem: czy przypadkiem polityka nie odbiera rozumu?! Po drugim czytaniu wzmiankowanych materiałów, już wiem - polityka odbiera rozum, a także instynkt samozachowawczy.
Odłóżmy na bok dywagacje o moralności i misji polityków; To są sprawy nad wyraz ważne i pożądane wśród polityków, ale występujące w Polsce mniej więcej tak często (w polskim Sejmie), jak jednorożce na łódce Noego. Jednak brak instynktu u polityka to już rzecz świadcząca o tym, że nie nadaje się on do uprawiania polityki, rozumianej w naszym kraju raczej jako gra interesów, a nie służba społeczna.
Nie wiadomo właściwie, dlaczego te wywiady zostały udzielone (zakładam oczywiście, że były one autoryzowane). W obu znajdziemy elementy, które nie działają na korzyść Zbigniewa Chlebowskiego, ale czytane zarówno wprost, jak i między wierszami, obciążają go jeszcze bardziej i oddalają od Platformy Obywatelskiej. Próby oskarżania swoich kolegów partyjnych, Janusza Palikota i Jarosława Gowina, jako zemsta za ich opinie o tym, że powinien zostać usunięty z partii - nie poprawiają jego wizerunku. Również nie bardzo potwierdzone insynuacje, że politycy innych opcji politycznych (w tym przypadku Ryszard Czarnecki z PiS i Jerzy Szmajdziński z SLD) spotykali się z Ryszardem Sobiesiakiem, nie czynią Chlebowskiego bardziej czystym. Wygląda to na szukanie na siłę usprawiedliwienia dla swojej działalności lobbingowej.
Jednocześnie, kiedy uważnie przejrzymy oba materiały, znajdziemy tam rzeczy niepokojące, świadczące o tym, że wokół hazardu i regulacji prawnych tej sfery biznesu działy się rzeczy dziwne. Jest również chyba jasne, że gra nie toczyła się od roku, czy dwóch, i ma wymiar ponadpartyjny.
Zbigniew Chlebowski prowadzi swoją linię obrony dość nieudolnie, atakując przede wszystkim polityków i urzędników swojej partii, zarzucając im, że nie dołożyli starań w sprawie nowelizacji ustawy hazardowej. Jednak wygląda to na to, jakby (zakładamy na razie, że w sposób niezamierzony), bronił pozycji w tym biznesie jednej grupy interesów, kosztem drugiej. I tak w wywiadach mówi o tym, że jego głównym celem była obrona interesu państwowego przed wpływami koncesjonariusza Totalizatora Sportowego, firmy G-Tech, a z drugiej strony trudno znaleźć w zapisach wypowiedzi i stanowisk Chlebowskiego słowa protestu przeciwko wprowadzeniu przez TS wideoloterii, które jak wiemy w pierwszych projekcie wiceministra finansów, Jacka Kapicy były zapisane. Nie znajdziemy również w tych wywiadach słowa, dlaczego właściwie wideoloterie, pozostające pod kontrolą firmy Skarbu Państwa, nie miałyby być korzystne dla budżetu? To dopiero teraz, bo wybuchu afery okazało się, że to właśnie one są ponoć zagrożeniem.
Chlebowski nie potrafi się w sposób jednoznaczny wytłumaczyć z kontaktów i rozmów z biznesmenami branży hazardowej, Janem Koskiem i Ryszardem Sobiesiakiem. Jego tłumaczenie, że zbywał ich, obiecując załatwienie interesujących ich dopłat do automatów, wykracza nie tylko poza schemat rozmów z wyborcami, ale przede wszystkim poza klasyczne - i dozwolone - rozmowy z lobbystami - jeżeli oczywiście mają oni mandat prawny do reprezentowania środowiska. Tego rodzaju dyskusje mogą się odbywać w Sejmie, podczas obrad komisji, lub w formie zarejestrowanych i jawnych dokumentów. To co można przeczytać z ujawnionych stenogramów podsłuchów i z innych materiałów, sprawia wrażenie, że Chlebowski sprzyjał jednej ze stron, walczących o poprawę swoje pozycji biznesowej - właśnie w sprawie wideoloterii. Problem tak zwanych jednorękich bandytów był elementem uzupełniającym - ale na tyle ważnym, bo biorąc pod uwagę chęć wprowadzenia do zarządu Totalizatora Sportowego córki Ryszarda Sobiesiaka, nie wykluczone, że gra szła o powiązanie prywatnego biznesu z systemem hazardu sieciowego, opartego o wideoloterie.
Jest to oczywiście tylko jedna z teorii spisku branży hazardowej, w którym to Chlebowski odgrywał rolę poślednią - i jak widać, ofiary swojej naiwności. Otwarte pozostaje pytanie, kto jeszcze z tego rządu, a może i z poprzednich, pozostawał pod wpływem nieformalnego lobbingu biznesmenów szarej strefy hazardu. Dlatego powołanie komisji jest więcej niż wskazane.
Afera hazardowa została oparta na dość wątłej liczbie materiałów, ale jak mówi pewien polityczny klasyk, dość porażających w swojej treści. Jednak zarówno Chlebowski, jak inni gracze tej rozgrywki - a padają sugestie, że w sprawę mogą być zamieszani politycy ważniejsi, niż były szef klubu PO - mogą wiedzieć, że to nie koniec materiałów z CBA. I może właśnie dlatego jest on tak nerwowy w swoich wypowiedziach?
To może tłumaczyć słowa Zbigniewa Chlebowskiego, wypowiedziane w wywiadzie dla "Polski - The Times":
"Sprawa jest znacznie poważniejsza niż to, że Chlebowski powiedział Sobiesiakowi, że coś mu załatwi".
No właśnie - jak poważna to jest sprawa i kto odkryje kotarę tego przedstawienia?
Nie wiadomo właściwie, dlaczego te wywiady zostały udzielone (zakładam oczywiście, że były one autoryzowane). W obu znajdziemy elementy, które nie działają na korzyść Zbigniewa Chlebowskiego, ale czytane zarówno wprost, jak i między wierszami, obciążają go jeszcze bardziej i oddalają od Platformy Obywatelskiej. Próby oskarżania swoich kolegów partyjnych, Janusza Palikota i Jarosława Gowina, jako zemsta za ich opinie o tym, że powinien zostać usunięty z partii - nie poprawiają jego wizerunku. Również nie bardzo potwierdzone insynuacje, że politycy innych opcji politycznych (w tym przypadku Ryszard Czarnecki z PiS i Jerzy Szmajdziński z SLD) spotykali się z Ryszardem Sobiesiakiem, nie czynią Chlebowskiego bardziej czystym. Wygląda to na szukanie na siłę usprawiedliwienia dla swojej działalności lobbingowej.
Jednocześnie, kiedy uważnie przejrzymy oba materiały, znajdziemy tam rzeczy niepokojące, świadczące o tym, że wokół hazardu i regulacji prawnych tej sfery biznesu działy się rzeczy dziwne. Jest również chyba jasne, że gra nie toczyła się od roku, czy dwóch, i ma wymiar ponadpartyjny.
Zbigniew Chlebowski prowadzi swoją linię obrony dość nieudolnie, atakując przede wszystkim polityków i urzędników swojej partii, zarzucając im, że nie dołożyli starań w sprawie nowelizacji ustawy hazardowej. Jednak wygląda to na to, jakby (zakładamy na razie, że w sposób niezamierzony), bronił pozycji w tym biznesie jednej grupy interesów, kosztem drugiej. I tak w wywiadach mówi o tym, że jego głównym celem była obrona interesu państwowego przed wpływami koncesjonariusza Totalizatora Sportowego, firmy G-Tech, a z drugiej strony trudno znaleźć w zapisach wypowiedzi i stanowisk Chlebowskiego słowa protestu przeciwko wprowadzeniu przez TS wideoloterii, które jak wiemy w pierwszych projekcie wiceministra finansów, Jacka Kapicy były zapisane. Nie znajdziemy również w tych wywiadach słowa, dlaczego właściwie wideoloterie, pozostające pod kontrolą firmy Skarbu Państwa, nie miałyby być korzystne dla budżetu? To dopiero teraz, bo wybuchu afery okazało się, że to właśnie one są ponoć zagrożeniem.
Chlebowski nie potrafi się w sposób jednoznaczny wytłumaczyć z kontaktów i rozmów z biznesmenami branży hazardowej, Janem Koskiem i Ryszardem Sobiesiakiem. Jego tłumaczenie, że zbywał ich, obiecując załatwienie interesujących ich dopłat do automatów, wykracza nie tylko poza schemat rozmów z wyborcami, ale przede wszystkim poza klasyczne - i dozwolone - rozmowy z lobbystami - jeżeli oczywiście mają oni mandat prawny do reprezentowania środowiska. Tego rodzaju dyskusje mogą się odbywać w Sejmie, podczas obrad komisji, lub w formie zarejestrowanych i jawnych dokumentów. To co można przeczytać z ujawnionych stenogramów podsłuchów i z innych materiałów, sprawia wrażenie, że Chlebowski sprzyjał jednej ze stron, walczących o poprawę swoje pozycji biznesowej - właśnie w sprawie wideoloterii. Problem tak zwanych jednorękich bandytów był elementem uzupełniającym - ale na tyle ważnym, bo biorąc pod uwagę chęć wprowadzenia do zarządu Totalizatora Sportowego córki Ryszarda Sobiesiaka, nie wykluczone, że gra szła o powiązanie prywatnego biznesu z systemem hazardu sieciowego, opartego o wideoloterie.
Jest to oczywiście tylko jedna z teorii spisku branży hazardowej, w którym to Chlebowski odgrywał rolę poślednią - i jak widać, ofiary swojej naiwności. Otwarte pozostaje pytanie, kto jeszcze z tego rządu, a może i z poprzednich, pozostawał pod wpływem nieformalnego lobbingu biznesmenów szarej strefy hazardu. Dlatego powołanie komisji jest więcej niż wskazane.
Afera hazardowa została oparta na dość wątłej liczbie materiałów, ale jak mówi pewien polityczny klasyk, dość porażających w swojej treści. Jednak zarówno Chlebowski, jak inni gracze tej rozgrywki - a padają sugestie, że w sprawę mogą być zamieszani politycy ważniejsi, niż były szef klubu PO - mogą wiedzieć, że to nie koniec materiałów z CBA. I może właśnie dlatego jest on tak nerwowy w swoich wypowiedziach?
To może tłumaczyć słowa Zbigniewa Chlebowskiego, wypowiedziane w wywiadzie dla "Polski - The Times":
"Sprawa jest znacznie poważniejsza niż to, że Chlebowski powiedział Sobiesiakowi, że coś mu załatwi".
No właśnie - jak poważna to jest sprawa i kto odkryje kotarę tego przedstawienia?