Hotel sejmowy nie dla pracowitych
Propozycje ze strony innych posłów nie były jedyną przyczyną, dla której kilka miesięcy później posłanka Mucha wyprowadziła się z Sejmu. Choć Joanna Mucha nie chce zdradzić tożsamości swojego „adoratora" uchyla rąbka tajemnicy o prawdziwym obliczu sejmowego hotelu. - Przez cienkie ściany wszystko słychać, nawet w nocy są straszne hałasy. Nie da się ani spać, ani pracować – mówi. - W takich warunkach nie da się po prostu tam mieszkać. Chciałam mieć odrobinę prywatności i dlatego wyprowadziłam się stamtąd. Bo przyjechałam do Warszawy po to, by pracować - podkreśla.
Jak się bawią posłowie?Joanna Mucha nie jest pierwszą osobą, która wyprowadziła się z hotelu sejmowego, bo nie mogła znieść nocnych hałasów, ciągłych biesiad i chamstwa na korytarzach. W styczniu 2007 roku media donosiły o podobnej aferze. Wówczas to posłowie Platformy Obywatelskiej Roman Kosecki i Andrzej Biernat w środku nocy dobijali się do sejmowego pokoju Sandry Lewandowskiej z Samoobrony. Lewandowska interweniowała wówczas u ówczesnego szefa klubu parlamentarnego PO Bogdana Zdrojewskiego. Roman Kosecki po otrzymaniu bury od Zdrojewskiego wysłał posłance czekoladki, kwiaty oraz SMS z przeprosinami. Poseł Biernat do niczego się nie przyznał.
W rozmowie z "Faktem" jeden z parlamentarzystów przyznaje, że takie sytuacje zdarzają się dość często. - Najweselej i najgłośniej jest wieczorem w dniu, gdy parlamentarzyści zjeżdżają do Warszawy. Rozmowy przy trunkach trwają do późnych godzin. - opowiada „Faktowi" jeden z posłów. Dodaje, że niektórzy z polityków po biesiadzie u kolegi nie mogą nawet dojść do swojego pokoju.
"Fakt", "Gazeta Wyborcza", Łp