Czołowy publicysta wiodącej opiniotwórczej gazety zgasił papierosa i przeciągnął palcami po hodowanej od kilku lat bródce. Następnie zasiadł do biurka, przyciągnął do siebie otwartego laptopa i zaczął pisać. Szło jak z płatka. Ostatnie wydarzenia tak mocno nim wstrząsnęły, że nie miał żadnych kłopotów z przelaniem swoich myśli do komputera. Pisał list otwarty do społeczeństwa. Już wiedział, że znajdzie on wielu znaczących sygnatariuszy.
Zaczął od głębokiego kryzysu państwa. Dał wyraz swojej trosce o losy ojczyzny, której najwyżsi funkcjonariusze
ugrzęźli w niejasnych kontaktach z podejrzanymi biznesmenami. Apelował o natychmiastowe wyjaśnienie wszystkich okoliczności przetargu na zakup istotnych polskich przedsiębiorstw. Nie omieszkał wylać swej żółci z powodu wyrzucenia z pracy śledczego, który wspomniane afery ujawnił. Jednak istny gejzer goryczy eksplodował dopiero w akapitach opisujących podsłuchiwanie dziennikarzy. Totalitaryzm puka do naszych drzwi, faszyzm u bram, wykoślawienie naszej młodej demokracji - szafował takimi pojęciami przez dłuższą część tekstu. Dzieło wieńczył apel do wszystkich ludzi dobrej woli, którym leży na sercu dobro ojczyzny, by przeciwstawili się tym totalizującym praktykom. List był gotowy. Teraz wystarczyło rozesłać go do znajomych, aby i ich nazwiska podniosły rangę odezwy. Wkleił tekst do maila i jednym kliknięciem myszy posłał w świat. Po kwadransie odebrał pierwszy telefon. To był kolega z telewizji.
-- Jacek?
-- Witaj Tomku. Czytałeś?
-- Człowieku, czyś ty zgłupiał? Spójrz na kalendarz. Mamy jesień 2009, a
nie 2007. Co z tą odezwą?
-- Aaaa... o cholera, ale numer! Dobra wykasuj to i zapomnij. Za pół godziny podeślę ci nową wersję. Znów zgasił papierosa i przyciągnął laptopa. Utworzył nowy plik i zaczął tak: W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami próby zamachu stanu. Próby szczęśliwie nieudanej. Oto jedna z najważniejszych służb, która miała stać na czele porządku prawnego wzięła na cel premiera i jego najbliższych współpracowników...
Bartłomiej Krajewski
Praca otrzymała główną nagrodę w konkursie Zostań komentatorem Wprost24.
ugrzęźli w niejasnych kontaktach z podejrzanymi biznesmenami. Apelował o natychmiastowe wyjaśnienie wszystkich okoliczności przetargu na zakup istotnych polskich przedsiębiorstw. Nie omieszkał wylać swej żółci z powodu wyrzucenia z pracy śledczego, który wspomniane afery ujawnił. Jednak istny gejzer goryczy eksplodował dopiero w akapitach opisujących podsłuchiwanie dziennikarzy. Totalitaryzm puka do naszych drzwi, faszyzm u bram, wykoślawienie naszej młodej demokracji - szafował takimi pojęciami przez dłuższą część tekstu. Dzieło wieńczył apel do wszystkich ludzi dobrej woli, którym leży na sercu dobro ojczyzny, by przeciwstawili się tym totalizującym praktykom. List był gotowy. Teraz wystarczyło rozesłać go do znajomych, aby i ich nazwiska podniosły rangę odezwy. Wkleił tekst do maila i jednym kliknięciem myszy posłał w świat. Po kwadransie odebrał pierwszy telefon. To był kolega z telewizji.
-- Jacek?
-- Witaj Tomku. Czytałeś?
-- Człowieku, czyś ty zgłupiał? Spójrz na kalendarz. Mamy jesień 2009, a
nie 2007. Co z tą odezwą?
-- Aaaa... o cholera, ale numer! Dobra wykasuj to i zapomnij. Za pół godziny podeślę ci nową wersję. Znów zgasił papierosa i przyciągnął laptopa. Utworzył nowy plik i zaczął tak: W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami próby zamachu stanu. Próby szczęśliwie nieudanej. Oto jedna z najważniejszych służb, która miała stać na czele porządku prawnego wzięła na cel premiera i jego najbliższych współpracowników...
Bartłomiej Krajewski
Praca otrzymała główną nagrodę w konkursie Zostań komentatorem Wprost24.