Odnosząc się do urzędu prezydenta, Nałęcz podkreślił, że Lech Kaczyński skrajnie go upartyjnił. "Stał się prezydentem PiS-u, nie Polski i czas najwyższy położyć kres temu >skarleniu< prezydentury" - mówił do zgromadzonych delegatów. Jego zdaniem, "drogą do nikąd" jest propozycja Platformy, by zmarginalizować prezydencki urząd. "Zawiódł przecież konkretny człowiek i to jego trzeba zmienić, po to by odbudować w Polsce potrzebny autorytet prezydenta" - podkreślił Nałęcz. Jego zdaniem, forsowane przez PO zmiany Konstytucji mają na celu zdominowanie polityki przez jedną partię.
Prezydent wybierany przez Zgromadzenie Narodowe
Według propozycji premiera Donalda Tuska, w kolejnych wyborach prezydent miałby być wybierany przez Zgromadzenie Narodowe, oraz nie powinien być wyposażony w instytucję weta. Premier zapowiedział, że będzie nakłaniał partie polityczne do poważnej rozmowy o zmniejszeniu wielkości obu izb - Sejmu i Senatu. Tusk opowiada się też za wyborem senatorów w okręgach jednomandatowych, a posłów - według ordynacji mieszanej. Zdaniem Nałęcza, lepiej jest pozostać przy obecnym systemie zrównoważonych władz. "Lepiej jest odebrać prezydenturę Lechowi Kaczyńskiemu i powierzyć ją człowiekowi, który odrzuci nadużywanie Konstytucji i który da Polsce przykład praworządności" - mówił. Zaznaczył, że Polsce potrzebny jest prezydent budujący zgodę ponad podziałami, kierujący się wyłącznie dobrem obywateli, a nie PiS-u, czy jakiejkolwiek innej partii. Zdaniem Nałęcza, prezydent powinien mieć prawo zarządzania referendum ogólnokrajowego, gdyby wnioskowało o nie co najmniej 500 tys. obywateli. "To obywatele powinni rozstrzygać w sporach pomiędzy prezydentem a rządem" - przekonywał.
Punktem obrad była także dyskusja na temat zmian w ustawie zasadniczej. Marek Borowski (SdPl) populizmem nazwał propozycje zmniejszenia Sejmu i Senatu, które przedstawił premier. Jego zdaniem, raczej należałoby się zastanowić nad rolą, jaką powinien obecnie pełnić Senat. Z kolei odnosząc się do propozycji pozbawienia prezydenta prawa weta mówił, że takiej zmiany nie można rozpatrywać pod kątem obecnej sytuacji politycznej - waśni pomiędzy prezydentem i premierem - bo jest ona zbyt poważna. Zdaniem Borowskiego, Polska jest zbyt młodą i niedojrzałą demokracją, by można wprowadzić np. system kanclerski. Według byłego senatora Andrzeja Wielowieyskiego (PD), izba wyższa parlamentu jest potrzebna, bo pozwala unikać błędów. Poziom polskiej legislacji jest słaby i zdarza się, że to właśnie senatorowie wprowadzają potrzebne korekty do uchwalanych ustaw - mówił.
"Jeśli nie określimy zasad, ciągle będziemy mieć spory"
Była europosłanka Genowefa Grabowska (SdPl) uważa, premier przedstawiając propozycje zmian w ustawie zasadniczej nie był przygotowany do tego przedsięwzięcia, czego dowodem był brak gotowych rozwiązań na piśmie. Propozycje opracowania założeń do zmian Konstytucji na podstawie projektów trzech byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego nazwała "kradzieżą intelektualną". Jej zdaniem, zmiany w ustawie zasadniczej wymaga kwestia dotycząca prawodawstwa. "Jeśli tego nie zrobimy, nie określimy zasad porządku prawnego europejskiego i polskiego, to będziemy mieli ciągłe spory konstytucyjne" - powiedziała. Z kolei były europoseł Andrzej Onyszkiewicz (PD), zwrócił uwagę, że w Konstytucji powinna być uregulowana kwestia składania podpisów przez prezydenta np. pod nominacjami ambasadorskimi. "Jeśli prezydent nie zrobiłby tego w wyznaczonym terminie, to wtedy dokument podpisywałby marszałek Sejmu" - mówił.
PAP, dar