Migalski zastanawia się, czy Dorn nie przestraszył się tego, że współpraca PiS z założoną przez byłego wiceprezesa tej partii Polską Plus mogłaby się udać a w jej wyniku "mogłoby dojść do prawdziwego porozumienia i odsunięcia PO od władzy". Dlaczego Dorn miałby się bać takiego scenariusza? Ponieważ "wtedy trzeba byłoby zrezygnować z wygodnej roli uwielbianego przez media krytyka Jarosława Kaczyńskiego i zabrać się za ciężkie i żmudne rządzenie".
Jeśli nie strach - mogła zawinić gapowatość. "Dopuszczam możliwość, że Pan o moim apelu się nie dowiedział. Że nie śledzi Pan mojego bloga i nic Pan nie wiedział o tym liście. Ale wtedy trzeba by było przyjąć, że jest Pan gapą, bo pisał o tym między innymi Dziennik. Co ważniejsze – mój wpis był szeroko i gorąco dyskutowany wewnątrz PiS" - podkreśla Migalski. "Jeśli do Pana to nie dotarło, to by znaczyło, że już Pan nie czuje tej partii, jest Pan słabo poinformowany o tym, co się tam dzieje, nie ma Pan tylu informatorów i zwolenników, iloma się Pan chełpi" - dodaje eurodeputowany.
Trzecia możliwość to gaskonada. "Może wiedział Pan o tym liście, ale uznał Pan, że z takim Migalskim to Pan gadać nie będzie. Bo któż to jest? Zaledwie eudeputowany, doktor bez habilitacji, prowincjusz. Ale to by oznaczało, że nie minęło Panu to, o co był Pan oskarżany w czasie, gdy pełnił Pan wysokie funkcje państwowe – bufonada, fanfaronada, buta, chełpliwość" - ocenia eurodeputowany.
Mimo wszystko Migalski liczy, że do współpracy między PP a PiS dojdzie. "Bo to nie tylko byłoby dobre dla obu tych partii. To byłoby dobre dla Polski. Głęboko wierzę, że obu nam właśnie o to chodzi" - kończy swój wywód Migalski.
arb