Dlatego - jak tłumaczyła Anna Galon, rzeczniczka prasowa Nadodrzańskiego Oddziały Straży Granicznej - jeśli zostaną im postawione zarzuty usiłowania nielegalnego przekroczenia granicy, sąd może wydać decyzję o wydaleniu ich z kraju. Wcześniej jednak trafią do strzeżonego ośrodka dla uchodźców. Najbliższy tego typu ośrodek znajduje się w Krośnie Odrzańskim (Lubuskie).
"Na tym etapie nie potrafię powiedzieć, jak zakończy się dzisiejszy incydent. Nadal trwają czynności z uchodźcami. Musimy ustalić, jakie mają dokumenty, wyjaśnić sytuację każdego z nich. Spisać ich. Wśród zatrzymanych są całe rodziny i prawie 60 dzieci. Musimy ich gdzieś umieścić" - mówiła Galon.
Sami uchodźcy twierdzili, że chcieli dotrzeć do Strasburga, aby wziąć udział w Marszu Pokoju i w ten sposób zaprotestować przeciwko opieszałości polskich władz i złym warunkom panującym w obozach dla uchodźców. Jednak podróżujący pociągiem cudzoziemcy nie wyglądali na przyszłych uczestników marszu. Niemal wszyscy podróżowali z wielkimi torbami, z całym swoim dobytkiem i małymi dziećmi, całymi rodzinami.
Galon przyznała, że nie potrafi powiedzieć, na co liczyli Czeczeni i Gruzini - usiłujący tak wielką grupą nielegalnie przekroczyć granicę Polski - bowiem nie sposób nie zauważyć tylu osób podróżujących z dużym bagażem.
Protest rozpoczął się ok. godz. 10. Najpierw w Legnicy straż graniczna poprosiła cudzoziemców o opuszczenia pociągu. "Gdy pojawiły się problemy z dotarciem pociągu na czas, zorganizowaliśmy transport zastępczy dla pozostałych podróżnych" - powiedział Michał Lipiński z przewozów regionalnych, który odpowiada za pociąg.
Ostatecznie podróżujący pojechali do Niemiec busami, zaś cudzoziemcy dotarli do ostatniej stacji wyjazdowej z Polski pociągiem relacji Wrocław - Drezno.
Galon dodała, że decydując się na pobyt w Polsce, cudzoziemcy dobrowolnie poddają się procedurze uchodźcy. Dostają tymczasowe zaświadczenie tożsamości, które upoważnia ich jedynie do swobodnego poruszania się po Polsce. Z dokumentem tym nie można przekraczać granicy.pap, em