Każdemu z oskarżonych grozi do 10 lat więzienia
Prokuratura postawiła zarzuty wszystkim z oskarżonych o kradzież napisu, podkreślając, że tablica a byłego obozu w Oświęcimiu to dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury, wpisanego na listę UNESCO. Każdemu z nich grozi do 10 lat więzienia. Domniemanemu organizatorowi - dodatkowo - postawiono zarzut podżegania do kradzieży.
Prokuratura wskazuje, iż kradzieży dokonano na polecenie osoby z zagranicy oraz że teren b. obozu zagłady nie był należycie chroniony. Prokurator okręgowy Artur Wrona nie potwierdził ani nie zaprzeczył, że zleceniodawcą była osoba ze Szwecji. Jednak, według radia RMF FM, prokuratura "prokuratura ma informacje, dzięki którym jest w stanie ustalić tożsamość zagranicznego zleceniodawcy kradzieży tablicy z Auschwitz". Radio podaje, że prokuratorzy są w stanie "prawie w 100 proc. ustalić tożsamość zleceniodawcy". Zamierzają też wystąpić o europejski nakaz aresztowania, oraz o pomoc prawną strony szwedzkiej. Europejski nakaz aresztowania jest wystawiany na konkretne nazwisko poszukiwanego, dlatego prokuratorzy muszą mieć więc pewność, że wnioskują o zatrzymanie winnej osoby. Informacje dotyczące tzw. szwedzkiego śladu w sprawie kradzieży tablicy z Auschwitz, prokuratorzy zdobyli dzięki bilingom i podsłuchom nałożonym na telefony złodziei. Wnioski prokuratury potwierdziła wtorkowa wizja lokalna na terenie byłego obozu Auschwitz-Birkenau z udziałem trzech podejrzanych, którzy przyznali się do zarzucanych im czynów.
Zleceniodawca nie przyjechał?
Dwóch podejrzanych zostało zatrzymanych w Gdyni. Z informacji uzyskanych ze źródła zbliżonego do śledztwa wynika, iż chcieli oni spotkać się z przybywającym ze Skandynawii pośrednikiem, który prawdopodobnie nie przyjechał. Prokuratura odmawia jednak informacji na ten temat.
Według prokuratury, polski zleceniodawca kradzieży miał kontakt tylko z jedną osobą przebywającą w Oświęcimiu. Ta osoba zaangażowała trzy inne. Prokuratura nie podaje informacji, kim był zagraniczny zleceniodawca kradzieży. Ustala, czy był on ostatecznym ogniwem w łańcuchu przestępstw, czy również pośrednikiem działającym na zlecenie innej osoby. "Dalsze czynności będą ukierunkowane na ustalenie faktycznego zleceniodawcy i będą wymagały pomocy prawnej jednego z państw europejskich" - zapowiedział prok. Wrona. Podkreślił także, że tak szybkie postępy w ustaleniu sprawców kradzieży wynikają z zastosowania technik operacyjnych, które w tym przypadku okazały się niezbędne. "Gdyby nie krytykowane ostatnio techniki operacyjne, zarówno ustalenie podejrzanych, jak i odzyskanie napisu byłyby bardzo odległe w czasie" - podkreślił Wrona.
Z materiałów śledztwa wynika, że sprawcy kradzieży mieli otrzymać 20 tys. zł do podziału i że nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia kradzieży. Dopiero "szum medialny" uświadomił im, jaki wydźwięk ma ich czyn. Kradzież pokazała także braki w ochronie b. obozu. "Nie ulega wątpliwości, iż teren obozu nie był należycie chroniony" - powiedział prok. Wrona i zapowiedział wszczęcie postępowania w sprawie niedopełnienia obowiązków przez dyrekcję Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Bez problemu dostali się na teren obozu
Sprawcy dostali się na teren obozu bez trudu i niezauważeni. Przyjechali ok. godz. 18, po raz pierwszy usiłowali dokonać kradzieży ok. godz. 20.30 - 21. "Nikt z ochrony obiektu nie zauważył, że osoby te przemieszczały się w okolicy, sprawdzając, jak wygląda zabezpieczenie obozu" - powiedział Wrona. Jak wynika z ustaleń prokuratury, złodzieje nie dysponowali nawet podstawowym sprzętem, np. drabiną, aby móc wspiąć się i odkręcić tablicę. "Weszli po siatce ogrodzenia, usiłując odkręcić napis widniejący nad bramą. Nie mieli odpowiednich narzędzi, musieli się wycofać i udać do sklepu. Potem wrócili i dokonali kradzieży" - powiedział.
Było to ok. godz. 24 - 1 w nocy. Teoretycznie brak napisu powinna zauważyć ochrona, dokonując obchodu terenu. Kradzież zauważono dopiero po godz. 5 rano. Tablicę odzyskano w niedzielę wieczorem. Jak się okazało, została pocięta na trzy części.
TVN24, RMF FM, gazeta.pl, pap, dar