Nie od dziś wiadomo, że nasze dziennikarstwo stoi korporacją. Polscy żurnaliści tworzą klakę, lobbing. Lojalność zawodowa i środowiskowa to rzecz ważna i cenna. Korporacja dziennikarska jest jednak dość specyficznym środowiskiem. W sprawach natury światopoglądowej dziennikarze różnią się od siebie diametralnie. I nie ukrywają swoich poglądów specjalnie, niejednokrotnie w swoich publikacjach czy programach w mediach elektronicznych dają temu wyraz. Ale ta lojalność i te wsparcie bywa bardzo wybiórcze.
Wczoraj media poinformowały, że w ramach "odzyskiwania" radia publicznego przez koalicję PiS/SLD ( a właściwie nie tyle SLD, co Stowarzyszenie "Ordynacka") szefowa programu III Polskiego Radia, Magda Jethon została zastąpiona przez Jacka Sobalę. Stało się to w momencie, kiedy Trójka osiągnęła słuchalność na poziomie 8,1 proc. w grupie słuchaczy między 25 a 45 rokiem życia, a samo odwołanie odbyło się telefonicznie, bez podania przyczyn. Przyczyny oczywiście są - to podział tortu medialnego przez polityczne grupy wpływów.
Sobala to nie jest ktoś przypadkowy, ani osoba nieznana. To człowiek, który jest rzucany przez PiS na front medialny do wykonywania zadań. Kiedy w 2006, przy wydatnej pomocy szefowej KRRiT, Elżbiety Kruk, oczywiście nominantki PiS, partia ta przejęła władzę w Polskim Radiu, Sobala został szefem Radia BIS. Jego "reforma" polegała na wyrzuceniu z tej stacji kilku osobowości radiowych, spłaszczeniu oferty muzycznej i w efekcie odejściu od stacji młodych słuchaczy. Po wykonaniu tego zadania Sobala przerzucony został na front Programu I PR, gdzie obok innego nominanta PiS, Marcina Wolskiego, na zlecenie Prezesa PR, Krzysztofa Czabańskiego (zgadnijcie, z kim związanego...?) czyścił radio "ze złogów", doprowadzając tę stację do najgorszych wyników słuchalności w historii. Jak widzimy - towarzysz oddany i zdolny...
Nie da się jednak skomentować całej tej sprawy, bez powiązania jej z innym tematem. Otóż wspomniana Magda Jethon, długoletni pracownik Trójki, zastąpiła z początkiem tego roku na stanowisku szefa stacji Krzysztofa Skowrońskiego, byłą gwiazdę Radia ZET, onegdaj pieszczocha i osobę zaprzyjaźnioną z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, później frontem ustawionego do... tak, tak - oczywiście do PiS. Skowroński został wyrzucony, gdy po audycie finansowym w spółce okazało się, że wypłacał dziennikarskie honoraria za audycje i wywiady nie tylko osobom nie występującym na antenie, bez zgody zarządu PR, ale również sobie - na łączną kwotę 120 tys. zł. Zarząd PR skierował sprawę do prokuratury - śledztwo trwa.
Na odwołanie Skowroński zareagował jak pies Pawłowa oświadczeniem, że są to zarzuty natury politycznej. I tu zaczęło się działanie korporacji dziennikarskiej. Marcin Meller, szef Playboya, zainicjował list w obronie Skowrońskiego, który został ogłoszony w kilku gazetach, przede wszystkim oczywiście w nieocenionej w takich sytuacjach Rzeczpospolitej, i w internecie. W liście znaleźliśmy słowa pochwalne o Skowrońskim i jego roli w podniesieniu z upadku Trójki, ale za to nic o meritum sprawy… czyli po prostu o pieniądzach. A przecież nie chodziło o pieniążki Pana Krzysztofa S., lub prywatnego nadawcy – lecz o środki, jakimi dysponował dyrektor, pochodzące z abonamentu . Ze sprawy natury prawnej i finansowej, zrobiono polityczną hucpę. Hucpę, której by nie było, gdyby nie to, że Skowroński (któremu zasług dla Trójki zabrać nie można), był nominantem politycznym, jak zresztą się to zawsze dzieje mediach tylko z nazwy publicznych. Nie byłoby sprawy, gdyby sam Skowroński nie ogłosił, że sprawa ma wymiar polityczny.
Dziennikarze stanęli w obronie Skowrońskiego, ponieważ jest „swój" i jest znany. Nie przypominam sobie natomiast listów, pod którymi znalazłbym te same nazwiska, i nazwisko Skowrońskiego, kiedy pisowscy namiestnicy, za zgodą KRRiT czyścili radio i telewizję w roku 2006, nie przypominam sobie, aby powstał jakiś list, kiedy tymczasowy zarząd TVP zmieniał zarządy stacji regionalnych, obsadzając stanowiska ludźmi z łapanki.
Gremia tzw. niezależnych dziennikarzy - głównie z Rzepy i Gazety Polskiej - zorganizowały wtedy demonstrację pod siedzibą Trójki na ulicy Myśliwieckiej w Warszawie. Można było tam zobaczyć między innymi Bronisława Wildsteina i Igora Janke. Za prezesury tego pierwszego TVP pozbyło się takich dziennikarzy, jak Kamil Durczok i Monika Olejnik, zastępując ich niewydarzonymi publicystami do zadań specjalnych, na przykład Anitą Gargas, która zresztą wraca właśnie do TVP, oczywiście - jako popleczniczka Prawa i Sprawiedliwości. Warto również pogrzebać w internecie, gdzie redaktor Roman Kurkiewicz (obecnie m.in. Przekrój i radio TOK FM) opisuje, jak za przyczyną Bronisława „Niezależnego" Wildsteina został zwolniony z TVP Kultura – za poglądy i nazwisko.
Media publiczne są publiczne już tylko z nazwy. Panuje w nich polityczna hucpa i kolesiostwo, z misją i zadaniami publicznymi nie ma to nic wspólnego. Takie łajdactwa, jak czyszczenie stacji i programów z ludzi niewygodnych są na porządku dziennym. Pozwalają na to również niestety związki zawodowe, które też są w tym układzie korporacji dziennikarskich, jak i Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, które jest już tylko fasadą bez znaczenia.
Korporacja dziennikarska działa sobie dokładnie tak, jak korporacje w innych branżach, ale różni ją od innych to, że pozbywa się ona zasad etycznych, staję się powoli gildią w obronie swoich, niekiedy etycznych szubrawców.
I teraz pytanie za sto punktów; Czy ci sami dziennikarze, poczynając od red. Mellera, na Bronisławie Wildsteinie kończąc, nie mówiąc o Krzysztofie Skowrońskim staną w obronie Magdy Jethon? Będą pisać płomienne listy i wystawać z transparentami na mrozie?
Bardzo bym się zdziwił. Bo już tak jest, że łajdactwa przyjmują nazwę uzasadnionych działań, kiedy dotyczą one innych - nie naszych, z korporacji...
Sobala to nie jest ktoś przypadkowy, ani osoba nieznana. To człowiek, który jest rzucany przez PiS na front medialny do wykonywania zadań. Kiedy w 2006, przy wydatnej pomocy szefowej KRRiT, Elżbiety Kruk, oczywiście nominantki PiS, partia ta przejęła władzę w Polskim Radiu, Sobala został szefem Radia BIS. Jego "reforma" polegała na wyrzuceniu z tej stacji kilku osobowości radiowych, spłaszczeniu oferty muzycznej i w efekcie odejściu od stacji młodych słuchaczy. Po wykonaniu tego zadania Sobala przerzucony został na front Programu I PR, gdzie obok innego nominanta PiS, Marcina Wolskiego, na zlecenie Prezesa PR, Krzysztofa Czabańskiego (zgadnijcie, z kim związanego...?) czyścił radio "ze złogów", doprowadzając tę stację do najgorszych wyników słuchalności w historii. Jak widzimy - towarzysz oddany i zdolny...
Nie da się jednak skomentować całej tej sprawy, bez powiązania jej z innym tematem. Otóż wspomniana Magda Jethon, długoletni pracownik Trójki, zastąpiła z początkiem tego roku na stanowisku szefa stacji Krzysztofa Skowrońskiego, byłą gwiazdę Radia ZET, onegdaj pieszczocha i osobę zaprzyjaźnioną z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, później frontem ustawionego do... tak, tak - oczywiście do PiS. Skowroński został wyrzucony, gdy po audycie finansowym w spółce okazało się, że wypłacał dziennikarskie honoraria za audycje i wywiady nie tylko osobom nie występującym na antenie, bez zgody zarządu PR, ale również sobie - na łączną kwotę 120 tys. zł. Zarząd PR skierował sprawę do prokuratury - śledztwo trwa.
Na odwołanie Skowroński zareagował jak pies Pawłowa oświadczeniem, że są to zarzuty natury politycznej. I tu zaczęło się działanie korporacji dziennikarskiej. Marcin Meller, szef Playboya, zainicjował list w obronie Skowrońskiego, który został ogłoszony w kilku gazetach, przede wszystkim oczywiście w nieocenionej w takich sytuacjach Rzeczpospolitej, i w internecie. W liście znaleźliśmy słowa pochwalne o Skowrońskim i jego roli w podniesieniu z upadku Trójki, ale za to nic o meritum sprawy… czyli po prostu o pieniądzach. A przecież nie chodziło o pieniążki Pana Krzysztofa S., lub prywatnego nadawcy – lecz o środki, jakimi dysponował dyrektor, pochodzące z abonamentu . Ze sprawy natury prawnej i finansowej, zrobiono polityczną hucpę. Hucpę, której by nie było, gdyby nie to, że Skowroński (któremu zasług dla Trójki zabrać nie można), był nominantem politycznym, jak zresztą się to zawsze dzieje mediach tylko z nazwy publicznych. Nie byłoby sprawy, gdyby sam Skowroński nie ogłosił, że sprawa ma wymiar polityczny.
Dziennikarze stanęli w obronie Skowrońskiego, ponieważ jest „swój" i jest znany. Nie przypominam sobie natomiast listów, pod którymi znalazłbym te same nazwiska, i nazwisko Skowrońskiego, kiedy pisowscy namiestnicy, za zgodą KRRiT czyścili radio i telewizję w roku 2006, nie przypominam sobie, aby powstał jakiś list, kiedy tymczasowy zarząd TVP zmieniał zarządy stacji regionalnych, obsadzając stanowiska ludźmi z łapanki.
Gremia tzw. niezależnych dziennikarzy - głównie z Rzepy i Gazety Polskiej - zorganizowały wtedy demonstrację pod siedzibą Trójki na ulicy Myśliwieckiej w Warszawie. Można było tam zobaczyć między innymi Bronisława Wildsteina i Igora Janke. Za prezesury tego pierwszego TVP pozbyło się takich dziennikarzy, jak Kamil Durczok i Monika Olejnik, zastępując ich niewydarzonymi publicystami do zadań specjalnych, na przykład Anitą Gargas, która zresztą wraca właśnie do TVP, oczywiście - jako popleczniczka Prawa i Sprawiedliwości. Warto również pogrzebać w internecie, gdzie redaktor Roman Kurkiewicz (obecnie m.in. Przekrój i radio TOK FM) opisuje, jak za przyczyną Bronisława „Niezależnego" Wildsteina został zwolniony z TVP Kultura – za poglądy i nazwisko.
Media publiczne są publiczne już tylko z nazwy. Panuje w nich polityczna hucpa i kolesiostwo, z misją i zadaniami publicznymi nie ma to nic wspólnego. Takie łajdactwa, jak czyszczenie stacji i programów z ludzi niewygodnych są na porządku dziennym. Pozwalają na to również niestety związki zawodowe, które też są w tym układzie korporacji dziennikarskich, jak i Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, które jest już tylko fasadą bez znaczenia.
Korporacja dziennikarska działa sobie dokładnie tak, jak korporacje w innych branżach, ale różni ją od innych to, że pozbywa się ona zasad etycznych, staję się powoli gildią w obronie swoich, niekiedy etycznych szubrawców.
I teraz pytanie za sto punktów; Czy ci sami dziennikarze, poczynając od red. Mellera, na Bronisławie Wildsteinie kończąc, nie mówiąc o Krzysztofie Skowrońskim staną w obronie Magdy Jethon? Będą pisać płomienne listy i wystawać z transparentami na mrozie?
Bardzo bym się zdziwił. Bo już tak jest, że łajdactwa przyjmują nazwę uzasadnionych działań, kiedy dotyczą one innych - nie naszych, z korporacji...