Sondaże na zamówienie

Sondaże na zamówienie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Poszczególne gazety, portale internetowe, stacje telewizyjne i radiowe mają swoje ulubione ośrodki badania opinii publicznej, zwane w skrócie "sondażowniami". W zależności od potrzeb zamawiane są w nich badania, na określony temat, w określonym czasie. Wyniki są przedstawiane z reguły w aurze niezależnych badań naukowych, a potem są komentowane szeroko przez inne stacje, gazety, portale, aż do momentu, kiedy nie pojawi się następny sondaż, na temat podobny... i tak się kręci.
Nikt nie pyta o podstawy badania, grupę badaną, metodologię, a już o sprawdzenie trendów w czasie jest wyjątkową rzadkością. Liczy się dziś i jutro - plus ekstrapolacja wątpliwej jakości wyników na bieżącą politykę, realizowaną przez równie niezależnych i profesjonalnych komentatorów, jak owe wyniki.

Są oczywiście "sondażownie", których metody badań są wiarygodne, a wyniki sprawdzalne i potwierdzające się, ale stara, dobra prawda mówi, że w przypadku sondaży ich wyniki analizuje się ex post, czyli po wyborach, ponieważ najlepszym sondażem są same wybory.

Ostatnio pojawiło się kilka sondaży popularności (poparcia?) dla partii politycznych, które musiały doprowadzić do skoku ciśnienia polityków dwóch największych konkurentów na polskiej scenie politycznej, PiS i PO. Pierwszy opublikowany podał, że poparcie dla PO spadło z niemal 50% do 37%, a PiS otrzymał w nim aż 28%, co daje różnicę już tylko 9%. Można by powiedzieć - konkurent już w zasięgu wzroku, a nawet strzału. To musiało Donalda Tusk i innych polityków Platformy mocno zaniepokoić. A Jarosław Kaczyński zapewne rozparł się w swoim fotelu w siedzibie partii na Nowogrodzkiej, przypominając sobie, że jednak ten w Alejach Ujazdowskich, w Kancelarii Premiera, może i bardziej gorący, ale za to bardziej kuszący...

No niestety... następnego dnia ukazały się inne sondaże, z których ewidentnie wynikało, że dystans 20% pomiędzy PiS i prowadzącą PO jest dalej utrzymywany, a wynik wskazuje, że gdyby doszło do wyborów, to partia Donalda Tuska jest bliska uzyskania uzyskania 230 głosów, i jeszcze kilku, dających im prawo do samodzielnego stworzenia rządu. Powietrze z baloników w PiS uszło, a politycy PO odetchnęli. Czy jednak słusznie?

Otóż biorąc pod uwagę całokształt problemów, przed jakimi stoi Platforma Obywatelska, rząd i premier Donald Tusk, pierwszy przytoczony sondaż powinien być już nie ostatnim dzwonkiem, a wręcz gongiem na trwogę. Jeżeli sobie do tego przypomnimy sondaże z przed kilku tygodni, bardzo źle oceniające pracę rządu (także Sejmu i prezydenta), powinno być jasne, że to musi przynajmniej w części przenieść się na partię i samego premiera. A wybory prezydenckie, w których Donald Tusk POWINIEN, choć nie musi wystartować - już za 10 miesięcy. I powinien zdać sobie sprawę, że coś musi z tym zrobić - nie tylko w kwestiach doraźnych, i nie tylko werbalnie, w formie obietnic i planów, ale również w formie decyzji i otworzenia projektów. Samo "trwanie" i pokazywanie, że Platforma Obywatelska jest lepsza, bo jest nie-PiS-em, przestaje działać.

Pisze się i mówi, że zachwianie sondażowe PO, premiera Donalda Tuska i rządu wynika ze złego rozegrania sprawy afery hazardowej, próby odwołania posłów PiS z komisji sejmowej, Beaty Kempy Zbigniewa Wassermanna, wpadki w sprawie leczenia raka, sprokurowanej przez minister Ewę Kopacz i NFZ, czy jeszcze wcześniejszych spraw ze stoczniami. Jest to prawda, ale tylko połowiczna. Wspomniane problemy mają wyraźne znaczenie na wyniki sondażowe i na skalę poparcia, ale Donald Tusk powinien się  raczej obawiać efektu synergii wielu czynników, a przede wszystkim zaniechań działalności swojego rządu i braku zdecydowania przy podejmowaniu decyzji. I nie chodzi tu tylko o to, że wyborcy widzą, że Platforma Obywatelska nie wykonuje swoich obietnic przedwyborczych, a premier nie realizuje nic z tego, co zaprezentował w trakcie swojego długiego expose, bo do tego wyborcy są już przyzwyczajeni, ale głównie z tego powodu, że jego polityka jest grą uników i pozorów.

Polska staje przed koniecznością rozwiązania wielu problemów natury ekonomicznej, które nie znikną same , tak jak sprawa kryzysu. Nie da się rozwiązywać spraw przez zaniechanie i wstrzymywanie się od interwencji państwa. Reforma emerytalna, a przede wszystkim reforma finansów państwa nie zrealizują się same. Podobnie jest z reformą ochrony zdrowia. Warto pamiętać, że fundusz NFZ na rok 2010 jest mniejszy, niż w roku ubiegłym, a wydatków będzie więcej. Stoi, a właściwie leży prywatyzacja, plan której, nie tylko z powodu stoczni, nie został wykonany w roku ubiegłym.

Niezałatwione są inne sprawy ważne, społeczne,  takie jak ustawy bioetyczne i in vitro. Nie ma pomysłu na to, jak uratować i zreorganizować media publiczne. Oddanie ich w ręce polityków SLD i PiS nie załatwia sprawy, ponieważ nadzór właścicielski jest dalej po stronie skarbu państwa, a TVP i Polskie Radio są dopiero przed zapaścią. Nie rozwiązany jest w tym kontekście problem cyfryzacji mediów, regulacji prawnych w tym zakresie.Reforma szkolnictwa zatrzymała się na sprawie obniżenia progu wiekowego dla obowiązku szkolnego, a nie słychać o żadnych projektach rozwiązania problemu szkolnictwa zawodowego, czy regulacji związanych z gimnazjami. Podobnie jest z brakiem pomysłu na reformę szkolnictwa wyższego, które pomimo, że kształci największą liczbę studentów w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, jest na dramatycznie niskim poziomie.

Tych problemów jest więcej, że choćby warto wspomnieć o przerostach administracji państwowej, problemach wojska i służb mundurowych, nie mówiąc o problemach bezpieczeństwa energetycznego i związanych z tym inwestycjach. I choć niektóre sprawy toczą się dobrze - jak budowa dróg - to już w innym segmencie infrastruktury państwa, kolejnictwie, panuje marazm.

Polacy wybrali Platformę Obywatelską nie tylko w kontrze do Prawa i Sprawiedliwości, ale również z tego powodu, że oczekują od nie programu rozwoju, reformy i modernizacji państwa. Rząd Donalda Tuska jak do tej pory ma tylko plany i projekty, a obywatele oczekują konkretnych działań. Niech przykładem będzie dla Donalda Tuska Warszawa i jej prezydent, Hanna Gronkiewicz-Waltz, oskarżana o rozrzutność, nepotyzm. Ale warszawiacy widzą rozmach inwestycyjny i to doceniają - HGW cieszy się poparciem ponad 50% mieszkańców.

Rząd i premier nie mogą kierować się tylko bieżącą polityką i sondażami, dlatego, że zaniechania decyzyjne teraz odbiją się na państwie i społeczeństwie za lat 5, 10, 20. Brak reform gospodarczych i obciążanie budżetu może doprowadzić do katastrofy państwo i jego finanse za niedługi już czas.

Donald Tusk musi sobie zdać sprawę, że przyszłość Polski buduje się decyzjami i projektami realizowanymi dziś. Dobre notowania i słaba opozycja, stwarzają mu warunki do podejmowania trudnych, ale koniecznych decyzji. I nie może się on kierować tylko wynikami sondażowymi, słupkami poparcia. Jeżeli chce przejść do historii jako polityk z wizją, ale i z osiągnięciami - nie może patrzeć na to co się dzieje dziś - ale musi patrzeć w przyszłość.