Eurodeputowany PiS Marek Migalski oburza się, że niektórzy obserwatorzy polskiej sceny politycznej zaczynają go porównywać do posła PO Janusza Palikota. Takie porównania pojawiły się w momencie, gdy Migalski na swoim blogu napisał, że obrońcy Romana Polańskiego mają nas....ne w głowach. Europoseł PiS podkreśla jednak, że jego emocjonalne wystąpienie było obroną "pomawianego dziecka" podczas gdy Palikot wulgaryzmami obraża regularnie prezydenta, lidera PiS, a także posłanki tej partii.
"Janusz Palikot przez ostatnie lata wypowiedział takie obrzydliwości, że zestawianie mnie z nim uznałem za głęboko niesprawiedliwe. Bo przypomnijmy kilka przynajmniej refleksji lubelskiego posła PO. Insynuował on homoseksualizm Jarosławowi Kaczyńskiemu i Zbigniewowi Ziobro, alkoholizm Lechowi Kaczyńskiemu, chciał mu kupować gumową lalkę do seksu, twierdził, że człowiek staje się twardy, dopiero gdy miał spermę na twarzy. Kobiety PiS to dla niego mumie, polityczne prostytutki, uróżowione lalki Barbie. Sugerował, że niektóre z nich to mężczyźni. Nazywał urzędującego prezydenta "kurduplem". W studio telewizyjnym używał słowa "je...ć"" - wymienia grzechy Palikota Migalski.
Zdaniem Migalskiego to, że po zaledwie jednej jego ostrej wypowiedzi zaczęto go porównywać do lubelskiego posła PO jest zrozumiałe, kiedy robią to politycy Platformy. "Dla nich byłaby to idealna sytuacja, gdyby mogli w PiS znaleźć kogoś, kto mógłby być odpowiednikiem chamskiego wesołka z Lublina. Ale dlaczego dała się na to nabrać część dziennikarzy - naprawdę trudno mi odgadnąć. Dlatego każdego, kto jeszcze dziś uznałby, że można mnie porównywać z Januszem Palikotem, będę uważał albo za głupka, albo za funkcjonariusza partii rządzącej" - podkreśla Migalski.
arb