O co zapytają posłowie?
Sprawa ustawy hazardowej pojawiła się w rządzie PiS w 2006 r. Wówczas to na przełomie czerwca i lipca do wiceministra finansów Mariana Banasia zwrócił się prezes Totalizatora Sportowego z projektem nowelizacji ustawy, który przewidywał korzystne zmiany w prawie dla spółki.
Chodziło o obniżenie opodatkowania wideoloterii, gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć daje ona możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych. Monopol na prowadzenie wideoloterii miał Totalizator, jednak duże obciążenie podatkowe (45 proc.) sprawiło, że gra ta nigdy nie została uruchomiona. TS zabiegał o obniżenie podatku od wideoloterii; jej uruchomienie byłoby niekorzystne dla prywatnych operatorów automatów o niskich wygranych.
Projekt ustawy hazardowej przygotowany przez TS, który dostał Banaś, został przekazany ówczesnemu szefowi Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysławowi Gosiewskiemu w czasie jego spotkania 26 lipca 2006 r. z wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem i p.o. wicedyrektora Departamentu Służby Celnej w Ministerstwie Finansów Anną Cendrowską (reprezentowała na spotkaniu Banasia).
Z rozmowy z nimi Gosiewski sporządził notatkę, z której wynikało, że Banaś chce zgłoszenia tego projektu jako propozycji klubu PiS, bo departament zajmujący się grami losowymi w MF jest - jak to określono - "uwikłany" i złożenie tej nowelizacji drogą rządową byłoby w związku z tym niemożliwe.
Na polecenie ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego 28 sierpnia 2006 r. notatka ta została przekazana szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu. Posłowie PO pracujący w komisji śledczej zwracali uwagę, że po dokumencie nie ma obecnie śladu w Biurze. Sam Kamiński zeznał przed komisją, że CBA nie podejmowało żadnych czynności w związku z tą notatką, bo ów "uwikłany" departament był wówczas już rozwiązany.
Minister finansów w rządzie PiS Zyta Gilowska zeznała przed komisją, że to ona była inicjatorem rozwiązania departamentu gier losowych w swoim ministerstwie, bo - jak mówiła - pracowały w nim osoby, do których nie miała "pełnego zaufania".
Kolejną kwestią, o którą śledczy będą pytać Jarosława Kaczyńskiego, jest jego spotkanie z marca 2007 roku z Banasiem, Gosiewskim i przedstawicielami resortu skarbu, podczas którego poruszano temat ustawy o grach. Banaś był wówczas szefem pracującego przy MF zespołu, który miał opracować projekt nowelizacji ustawy hazardowej (z zeznań świadków wynika, że był to inny projekt niż ten przygotowany przez Totalizator).
Według materiałów, które ma komisja, Banaś - realizując polecenie premiera Jarosława Kaczyńskiego - zwrócił się do członków zespołu pracującego przy MF "o uwzględnienie w nowelizacji rozwiązań zakładających zastosowanie preferencyjnej stawki podatkowej oraz likwidację dopłat do wideoloterii, zgodnie z propozycjami Totalizatora Sportowego".
Z kolei Zyta Gilowska, która była wówczas bezpośrednią przełożoną Banasia, mówiła śledczym, że projekt opracowany przez Totalizator Sportowy "dla niej nie istniał". Była wicepremier zeznała, że "uczestnicy rynku" starali się o korzystne dla siebie rozwiązania, ale - jak dodała - nic nie wskórali. Gilowska mówiła też, że nie dziwiły ją zabiegi Totalizatora, które miały skutkować zmniejszeniem opodatkowania wideoloterii, bo było to rozwiązane korzystne dla spółki. Podkreślała, że na nieobniżenie podatku od wideoloterii miała zgodę premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Z materiałów, które trafiły do komisji wynika, że na uruchomieniu wideoloterii, przynajmniej w początkowej fazie najwięcej zarobiłaby spółka Gtech, która miałby dostarczyć państwowemu monopoliście potrzebny do tego sprzęt.
Gilowska zeznała też, że zespół zakończył prace nad projektem zmian w ustawie hazardowej 14 maja 2007 r. i chociaż sugerował korzystne dla organizatorów wideoloterii obniżenie podatku, to jednak nie znalazły się one w ostatecznym projekcie, który 15 maja 2007 roku trafił do konsultacji międzyresortowych. Według Gilowskiej celem przygotowania noweli była m.in. chęć znalezienia dodatkowych wpływów do budżetu państwa, a po decyzji o przyznaniu Polsce współorganizacji Euro2012 (kwiecień 2007) także pieniędzy na działania związane z przygotowaniem tego przedsięwzięcia.
Zbigniew Wassermann (PiS) ocenił, że Jarosław Kaczyński nie ma nic do ukrycia w sprawie prac nad ustawą hazardową. "Powie, że wideoloterie nie były żadną zbrodnią, a za czasów PO Totalizator Sportowy również opiniował ustawę hazardową. To nie z tej armaty strzały, to nie ta afera i nie ci aktorzy; to jest odwracanie kota ogonem" - podkreślił poseł PiS
Zdaniem Sławomira Neumanna (PO) przesłuchanie szefa PiS będzie "dość ważne". Jak zaznaczył, w rządzie J. Kaczyńskiego toczył się spór między ministerstwem finansów a innymi resortami dotyczący opodatkowania wideoloterii i dopłat do nich.
"Wiemy, że lobbing na rzecz wideoloterii był bardzo silny, wiele ministerstw pisało pozytywne opinie w tej sprawie. Wiemy też z zeznań byłej minister finansów Zyty Gilowskiej, że przekonała ona premiera Kaczyńskiego, że rozwiązania (...) proponowane przez Totalizator Sportowy to zły pomysł. Nie chciała jednak powiedzieć, jakich argumentów użyła" - powiedział poseł PO.
Jego zdaniem przesłuchanie J.Kaczyńskiego powinno wyjaśnić, jakie to były argumenty. Zwrócił uwagę, że były premier wcześniej polecił szefowi zespołu pracującego w MF nad nowelizacją, by ten zwrócił się do członków zespołu o uwzględnienie w nowelizacji rozwiązań proponowanych przez Totalizator Sportowy.
Z kolei Franciszek Stefaniuk (PSL) nie jest pewien, czy w ogóle przesłuchanie J. Kaczyńskiego może przybliżyć śledczych do wyjaśnienia afery hazardowej. Bartosz Arłukowicz (Lewica) nie chciał rozmawiać z dziennikarzami na temat przesłuchania.PAP, mm