Media publiczne: telewizja i radio, są już od dawna "publiczne" tylko z nazwy. Panuje w nich polityczna hucpa i kolesiostwo, z misją, celami społecznymi czy edukacyjnymi nie ma to nic wspólnego. Czyszczenie stacji i programów z ludzi niewygodnych dla aktualnie panującej ekipy politycznej są na porządku dziennym.
Jacek Sobala, który został nominowany na stanowisko dyrektora Programu III Polskiego Radia w grudniu ubiegłego roku, jest politycznym namiestnikiem. Namiestnikiem koalicji PiS-u i części środowisk lewicowych, związanych ze stowarzyszeniem Ordynacka. To nie technokrata medialny, ani nie dziennikarski intelektualista, za jakiego chciałby uchodzić. To polityczny desygnat, mający za zadanie realizowanie partyjnych wytycznych, rzucany przez PiS na front medialny.
Sobala w Trójce zastąpił Magdę Jethon, długoletnią dziennikarkę tej stacji, osobę też nie neutralną, ale za to nie emitującą na antenie swoich sygnałów politycznych. Nowy szef wie, jakie ma zadania i do tych zadań dobiera sobie ludzi. Jednym z nich stał się Michał Karnowski z "Polski The Times". Sobala przyjął go, by poprowadził sztandarowy program, Salon Polityczny Trójki. Jednocześnie odsunął od anteny trzech młodych dziennikarzy - Krystiana Hankego, Marcina Zaborskiego i Damiana Kwieka. To stało się powodem konfliktu zespołu z Sobalą. Na czele protestu stanął Jerzy Sosnowski, szef związku zawodowego Trójki. Dziennikarze mają dwa postulaty - odsunięcie Karnowskiego i odwołanie Sobali z funkcji dyrektora.
Są tacy, którzy bronią Sobali i Karnowskiego, wskazując, że ten drugi nie jest wcale dziennikarzem zaangażowanym politycznie I stara się być wręcz "przezroczystym" w swych programach w mediach elektronicznych i artykułach prasowych. Jednak nie sposób nie pamiętać artykułu Karnowskiego ze stycznia 2007 roku, pod wymownym tytułem "Jarosław Kaczyński chce być żelaznym kanclerzem IV RP". I pomimo tego, że nie jest on dostępny już na stronach "Dziennika", którego Karnowski był redaktorem, jest on dalej dostępny w sieci. I może być wzorcem dziennikarstwa dworskiego...
Obrona Karnowskiego i Sobali jest nieudolna i do tego prowadzona w stylu żenującym. Wywiad Piotra Goćka w "Rzeczpospolitej" z Sobalą, gdzie nie pada ani jedno słowo o programie, ale za to dużo o samym dyrektorze, a także materiał Piotra Zaremby w tej samej gazecie nie tylko nie pomagają Karnowskiemu, a wręcz utwierdzają w poglądzie, że obie te nominacje były decyzjami politycznymi.
Mam dość wyraźne przekonanie, że tym razem dziennikarze Trójki postawią na swoim. Nie pozwolą na to, aby oblicze ich stacji zostało zniszczone. I ich determinacja doprowadzi do przywrócenia status quo stacji sprzed grudnia ubiegłego roku. Z korzyścią dla słuchaczy.
A Michał Karnowski, jeżeli chce zachować swoją pozycję i twarz - powinien pożegnać się ze słuchaczami i odejść ze stacji. Tym bardziej, że tak jak deklarują dziennikarze PR III - będzie w niej chętnie widziany jako gość. Karnowski ma dużo do powiedzenia i warto go słuchać - ale wtedy, kiedy będzie to robił na własny rachunek.
W 2006, przy wydatnej pomocy szefowej KRRiT Elżbiety Kruk, kiedy partia ta przejęła władzę w Polskim Radiu, Sobala został szefem Radia BIS. Jego "reforma" polegała na wyrzuceniu kilku osobowości radiowych, spłaszczeniu oferty muzycznej, co w efekcie spowodowało odejście od głośników młodych słuchaczy. Po wykonaniu tego zadania Sobala przerzucony został na front Programu I PR, gdzie obok innego nominanta PiS, Marcina Wolskiego, na zlecenie prezesa PR Krzysztofa Czabańskiego czyścił radio "ze złogów", doprowadzając stację do najgorszych wyników słuchalności w historii…
Sobala w Trójce zastąpił Magdę Jethon, długoletnią dziennikarkę tej stacji, osobę też nie neutralną, ale za to nie emitującą na antenie swoich sygnałów politycznych. Nowy szef wie, jakie ma zadania i do tych zadań dobiera sobie ludzi. Jednym z nich stał się Michał Karnowski z "Polski The Times". Sobala przyjął go, by poprowadził sztandarowy program, Salon Polityczny Trójki. Jednocześnie odsunął od anteny trzech młodych dziennikarzy - Krystiana Hankego, Marcina Zaborskiego i Damiana Kwieka. To stało się powodem konfliktu zespołu z Sobalą. Na czele protestu stanął Jerzy Sosnowski, szef związku zawodowego Trójki. Dziennikarze mają dwa postulaty - odsunięcie Karnowskiego i odwołanie Sobali z funkcji dyrektora.
Są tacy, którzy bronią Sobali i Karnowskiego, wskazując, że ten drugi nie jest wcale dziennikarzem zaangażowanym politycznie I stara się być wręcz "przezroczystym" w swych programach w mediach elektronicznych i artykułach prasowych. Jednak nie sposób nie pamiętać artykułu Karnowskiego ze stycznia 2007 roku, pod wymownym tytułem "Jarosław Kaczyński chce być żelaznym kanclerzem IV RP". I pomimo tego, że nie jest on dostępny już na stronach "Dziennika", którego Karnowski był redaktorem, jest on dalej dostępny w sieci. I może być wzorcem dziennikarstwa dworskiego...
Obrona Karnowskiego i Sobali jest nieudolna i do tego prowadzona w stylu żenującym. Wywiad Piotra Goćka w "Rzeczpospolitej" z Sobalą, gdzie nie pada ani jedno słowo o programie, ale za to dużo o samym dyrektorze, a także materiał Piotra Zaremby w tej samej gazecie nie tylko nie pomagają Karnowskiemu, a wręcz utwierdzają w poglądzie, że obie te nominacje były decyzjami politycznymi.
Mam dość wyraźne przekonanie, że tym razem dziennikarze Trójki postawią na swoim. Nie pozwolą na to, aby oblicze ich stacji zostało zniszczone. I ich determinacja doprowadzi do przywrócenia status quo stacji sprzed grudnia ubiegłego roku. Z korzyścią dla słuchaczy.
A Michał Karnowski, jeżeli chce zachować swoją pozycję i twarz - powinien pożegnać się ze słuchaczami i odejść ze stacji. Tym bardziej, że tak jak deklarują dziennikarze PR III - będzie w niej chętnie widziany jako gość. Karnowski ma dużo do powiedzenia i warto go słuchać - ale wtedy, kiedy będzie to robił na własny rachunek.