Sikorski ma czas
Mazowiecki dodał, że z sympatią obserwuje "ewolucję Sikorskiego", który - jako szef MSZ - pełni "bardzo poważną funkcję polityczną". - Dawno temu, kiedy spierałem się z prezydentem Mitterandem o to, żeby szybciej zrobić coś ze wspólną Europą on powiedział mi wtedy: Pan może poczekać, pan ma czas. Ja bym te słowa trochę odniósł do Radosława Sikorskiego. Ale przede wszystkim uważam - zwłaszcza przy jego koncepcji prezydentury - to on jako minister spraw zagranicznych jest tą wizytówką Polski na co dzień - obok premiera, który kieruje polityką zagraniczną - ocenił były premier.
Prezydentura to nie żyrandol
Mazowiecki podkreślał wagę urzędu prezydenta. Mówił o nim, że to nie "żyrandol", ani "przecinanie wstążek". - To jest bardzo ważny urząd w państwie. Polacy oczekują, że prezydent - symbol jedności narodowo-państwowej, zwłaszcza w okresie, kiedy mieliśmy tzw. IV Rzeczpospolitą, że tyle zostało połamane, potrzaskane. Utrzymywanie tego minimum jedności wartości państwowych i narodowych jest niesłychanie ważne. Poza tym prezydent strzeże obsad urzędów, które są pozapartyjne - zaznaczył. Nazwał też całkowicie nietrafnym podział jaki zastosował Sikorski, mówiąc, że prezydentura Komorowskiego byłaby solidną prezydenturą krajową, a jego - eksportową. - Nie ma tak lub tak - mówił Mazowiecki.
Przyznał też, że nie podobały mu się słowa Sikorskiego o prezydencie Lechu Kaczyńskim, jakich szef MSZ użył podczas konwencji w Bydgoszczy. - Tutaj zadziałał duch wiecu. Nie podobało mi się też, jak on zachęcał do tego, żeby skandować. Bo co innego było jak powiedział sam, że kończy się prezydentura Lecha Kaczyńskiego, a co innego jak sala zaczyna krzyczeć itd. To nie uchodzi. Ja myślę, że on zdaje sobie sprawę, że popełnił błąd - powiedział Mazowiecki.
Radio Zet, arb