- Ja się przyznałam do popełnionego błędu. Nie uciekałam, nie chachmęciłam, nie zwalałam na nikogo, przeprosiłam, zaproponowałam ugodę. Pan B. nawet nie odpowiedział - od razu przysłał pozew do sądu. Pan B. chciał początkowo ode mnie 75 tys. zł za 38 linijek. Gdybym ja się nazywała Ziutka Niczyja, to nikt by nie walczył, ale skoro ja jestem profesor, rektor, były minister, to ja jestem jak żer dla rybek - powiedziała Kamela-Sowińska. Sąd zaproponował w piątek stronom próbę podjęcia mediacji i zawarcia ugody. Jak powiedział Jacek Jonak, adwokat Jakuba B., możliwość zawarcia ugody zawsze istnieje, ale czeka na propozycje strony pozwanej.
- Na razie jest żądanie zapłaty sum pieniężnych od pani rektor i szkoły, oraz opublikowania przeprosin w dwóch dziennikach ogólnopolskich i czasopiśmie "Forbes". Na to się składa naruszenie praw autorskich, majątkowych i zadośćuczynienie za naruszenie praw osobistych, czyli za to, co się nazywa w skrócie plagiatem - powiedział mecenas Jonak.
PAP, arb