To co proponuje Platforma Obywatelska w sprawie Instytutu Pamięci Narodowej nie jest żadną reformą, lecz podtrzymaniem działalności instytucji, która odpowiednio stosowana i zarządzana, pozostanie nadal narzędziem walki politycznej. I nie jest instytucją, która Polsce w czasach demokracji przynosi zaszczyt.
Przypomnijmy, jakie podstawowe zmiany wprowadza projekt PO:
- Prezes IPN miałby zostać powołany przez Sejm zwykłą większością, a nie stosunkiem 3/5 głosów. Jego odwołanie byłoby łatwiejsze, potrzeba do tego tylko odrzucenia przez Radę Instytutu jego rocznego sprawozdania. Rada IPN jest nowym ciałem, zastępującym dziś istniejące Kolegium, w jej skład ma wchodzić 9 osób nominowanych przez środowiska naukowe. Miałaby ona większe kompetencje naukowe i organizacyjne, przejęłaby część prerogatyw prezesa. Zgodnie z projektem Radę powołuje Kolegium Elektorów, wyłaniane przez instyty badawcze, uczelniane i PAN-u, doboru dokonywałby Sejm i Senat. Prezydent miałby prawo do nominacji 2 członków Rady z pośród przedstawionych mu kandydatów przez Krajową Radę Sądownictwa i Krajową Radę Prokuratury.
- Rozszerzony zostanie dostęp do akt; Obywatele będą mieli dostęp do oryginalnych akt służb specjalnych PRL na swój temat, bez anonimizacji danych osobowych, także agentów i konfidentów. Sami agenci i oficerowie służb natomiast będą mogli otrzymywać kopie wszelkich dokumentów tajnych służb PRL na swój temat. Z projektu wykreślono artykuł o odmowie udostępniania akt służb PRL osobom, których służby te traktowały jako "tajnych informatorów lub pomocników przy operacyjnym zdobywaniu informacji" (casus Lecha Wałęsy). Nie będzie anonimizowania danych osobowych osób trzecich w udostępnianych aktach. Projekt PO generalnie zakłada, że obywatele mają dostęp do swoich danych i swojej teczki, oczywiście pomijając dostęp dla każdego do teczek osób publicznych.
Warto jednak zauważyć, że projekt autorstwa Platformy Obywatelskiej nie likwiduje tego, co jest głównym grzechem założycielskim tej instytucji, czyli jej upolitycznienia. Więcej, proponowane zmiany tylko zwiększają możliwość politycznego wpływu na instytucję. Nie demonizuję, jak to czynią niektórzy komentatorzy i miłośnicy teorii spiskowych, wpływu dawnych oficerów peerelowskich służb na IPN i ich zakulisowych działań na rzecz wyboru takich, a nie innych członków Rady. Nie mam również wątpliwości, że przepisy państwa w transparentnej demokracji powinny pozwalać na szeroki dostęp do akt. Problem polega na tym, że IPN w dalszym ciągu pozostaje instytucją łączącą działalność naukową z polityczną lustracją i aparatem ścigania. To może tylko wzmóc naciski lobby lustracyjnego na działania instytutu i zachęcić polityków do szerszego korzystania w celach politycznych z archiwów zgromadzonych w IPN.
Propozycje zmian w działalności IPN są tak naprawdę zabiegiem o charakterze kosmetycznym. Ten instytut, zatrudniający ponad 2 tysiące ludzi, o ogromnym budżecie, w dalszym ciągu będzie służył celom politycznym. Należy pamiętać, że IPN pod rządami Janusza Kurtyki zaangażował się jednoznacznie w projekt tworzenia i pisania na nowo historii czasów najnowszych – zgodnie z kanonami tak zwanej polityki historycznej IV RP. I jeżeli nie zostanie radykalnie zreformowany, będzie dalej pełnił tę rolę. Tylko podział tej instytucji gwarantuje, że jego cechy zaplecza politycznego i swoistej "hakowni" zostaną zlikwidowane.
IPN powinien zostać podzielony na kilka niezależnych części. Dotychczasowy pion dochodzeniowy powinien zostać oddany pod kuratelę ministra sprawiedliwości.
Pion archiwalny powinien zostać przekazany innym jednostkom zajmującym się takimi zagadnieniami, jak choćby Archiwum Akt Nowych. Sam IPN powinien być jednostką edukacyjną i prawdziwym instytutem badawczym. Najważniejsza wada tej instytucji, czyli połączenie działalności śledczej i naukowej, w projekcie PO nie została usunięta.
Warto się zastanowić, dlaczego PO nie chce doprowadzić do głębokiej reorganizacji IPN. Sprawa jest dość prosta - partia, która szykuje się do długiego rządzenia, chce zachować kontrolę polityczną nad tą instytucją, w myśl zasady, "kto kontroluje przeszłość, panuje w teraźniejszości". Dla PO, tak samo jak dla PiS-u, ważne są nie zadania naukowe IPN, lecz rola polityczna tej instytucji. PiS wielokrotnie nas przekonywał o rzekomej bezstronności i apolityczności IPN. Wystarczy jednak spojrzeć na strukturę i obecny skład Kolegium IPN, aby wiedzieć, że prawie wszyscy jego członkowie skłaniają się ku PiS - i twardej lustracji.
Nie można powiedzieć, że nowelizacja ustawy o IPN zahamuje dostęp do akt naukowcom i dziennikarzom - w projekcie nie znajdziemy zmian, które by taki dostęp ograniczały. Oznacza to jednak również to, znając etykę polskiego dziennikarstwa, że "dzika lustracja" i przecieki będą się miały doskonale. Platforma Obywatelska mogła ten proceder ukrócić - ale polityczne uwarunkowania jej na to nie pozwoliły.