Peleton wyborczy jest już właściwie ustalony. Po tak zwanych prawyborach w Platformie Obywatelskiej, ostatnim pytaniem jest to, czy Lech Kaczyński zdecyduje się na ponowne kandydowanie. Mam jednak wrażenie, że ciśnienie na kandydowanie Kaczyńskiego ze strony jego brata, jak i PiS, jest ogromne. To przecież "pod niego" prowadzona była polityka Prawa i Sprawiedliwości (czytaj - Jarosława Kaczyńskiego) przez ostatnie kilkanaście miesięcy. To reelekcja Lecha Kaczyńskiego ma być również kołem zamachowym kampanii wyborczej partii jego brata i powrotu do władzy.
Wybory są immanentną cechą demokracji przedstawicielskiej i każdy obywatel ma właściwie obowiązek brania w nich udziału. Pod warunkiem, że ma wpływ na to, kogo wybiera, a jednocześnie jego wybraniec ma realny wpływ na rządzenie, jakość państwa, prawa, na społeczeństwo. Niestety, mam duże wątpliwości, czy urząd prezydencki w Polsce przy obecnym porządku prawnym, narzuconym przez Konstytucję i akty niższego rzędu, jest organem całkowicie samodzielnym. Inaczej rzecz ujmując, czy urząd prezydenta ma rację bytu w takiej formule i czy prezydent powinien być wybierany w wyborach powszechnych. Ponieważ jednak jest to dyskusja o charakterze konstytucyjnym, zostawimy ją z boku, skupiając się na sprawach czysto subiektywnych.
Porządek prawny w Polsce preferuje partie polityczne, jako główne siły polityczne. Nie tylko na szczeblu centralnej polityki, ale również tej regionalnej i samorządowej. Ma to również swoje odbicie w tym, że kandydaci do urzędu prezydenckiego mają nie tylko określone poglądy polityczne, ale są również stygmatyzowani piętnem partyjnym. Bronisław Komorowski, wyłoniony w prawyborach kandydat Platformy Obywatelskiej, jednoznacznie jest określany jako kandydat, który ma realizować linię polityczną swojej partii, a jego zadanie zostało określone wyraźnie w kategorii pomocy rządowi i Donaldowi Tuskowi w realizacji jego programów. Urzędujący prezydent wyraźnie w trakcie swojej kadencji wspierał partię swojego brata, zarówno kiedy była u władzy, jak i wtedy, kiedy przeszła do opozycji. W związku z tym dywagacje opozycji (nie tylko pisowskiej), że wybór Bronisława Komorowskiego i skupienie władzy w jednej partii (przy założeniu, że PO wygra następne wybory parlamentarne) jest groźne dla porządku demokratycznego, nie jest na miejscu.
W Polsce trudno o kandydata niezależnego, właśnie z powodów porządku prawnego, preferującego partie polityczne, które z wielu powodów, ale głównie ze względu na sposób ich finansowania i system wyborczy, stały się organizacjami oligarchicznymi. Ostatni poważny niezależny kandydat, Andrzej Olechowski, właśnie politycznie "umiera". Nie ma praktycznie środków finansowych koniecznych na prowadzenie kampanii wyborczej, ani pomysłu na ich zdobycie. Dzieje się tak, ponieważ te środki i zaplecze organizacyjne miała mu dostarczyć... partia polityczna, Stronnictwo Demokratyczne, które nie jest tego wstanie zrealizować (z powodu braku popytu na nieruchomości partyjne). Szansę na wysunięcie kandydata niezależnego kandydata ma jeszcze Prawo i Sprawiedliwość. Rezygnacja Lecha Kaczyńskiego mogłaby otworzyć zupełnie nowe pole działania, pokazać nową twarz i nowe pojmowanie polityki przez działaczy partyjnych. Tylko, że jest na to potrzeba by otwartości w kierownictwie tej formacji...
Od dawna jestem zwolennikiem systemu rządów kanclerskich, z silną władzą rządową i słabym, reprezentacyjnym prezydentem. Uważam bezpośrednie, powszechne wybory prezydenckie za zbytek i nie wartą zachodu fanaberię, jaką nam kilkanaście lat temu zafundowano. Z drugiej strony Platforma Obywatelska jest w tej chwili jedyną siłą polityczną, która obiecuje, że będzie dążyła do takich zmian w Konstytucji RP, aby zmienić układ władzy wykonawczej w Polsce i przesunąć jej ciężar w stronę rządu. Powinienem się więc udać w ostatnią niedzielę września (najbardziej prawdopodobny termin wyborów) do lokalu wyborczego i oddać głos na marszałka Sejmu. Ale z drugiej strony dla mnie, liberała, poglądy i Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej na sprawy ważne, takie jak in vitro, czy prawa obywatelskie (próba ograniczenia wolności dostępu do internetu, przy regulacji sfery hazardu internetowego - tak zwany rejestr stron niedozwolonych) są na tyle niepokojące i niesatysfakcjonujące, że może to wzbudzić we mnie poważny sprzeciw.
Świadomy wyborca powinien się kierować wieloma względami. Powinien sobie zbudować coś w rodzaju politycznej macierzy, gdzie będzie rozpatrywał, czy wektory, którymi kierują się kandydaci nam odpowiadają. Ale dla większości populacji, dla większości elektoratu to zadanie zbyt trudne. Ludzie wolą dokonać wyboru wizerunkowego, i to nie na bazie własnej analizy, ale wolą skorzystać z suflerów - głównie mediów.
Na koniec powinienem, jak to jest w zwyczaju, wezwać koniecznie do wyborów, do pójścia do urn, bo "jak Ty nie wybierzesz, to inni zrobią to za ciebie". Mam jednak coraz więcej wątpliwości, czy sam pojawię się przed urną...
Porządek prawny w Polsce preferuje partie polityczne, jako główne siły polityczne. Nie tylko na szczeblu centralnej polityki, ale również tej regionalnej i samorządowej. Ma to również swoje odbicie w tym, że kandydaci do urzędu prezydenckiego mają nie tylko określone poglądy polityczne, ale są również stygmatyzowani piętnem partyjnym. Bronisław Komorowski, wyłoniony w prawyborach kandydat Platformy Obywatelskiej, jednoznacznie jest określany jako kandydat, który ma realizować linię polityczną swojej partii, a jego zadanie zostało określone wyraźnie w kategorii pomocy rządowi i Donaldowi Tuskowi w realizacji jego programów. Urzędujący prezydent wyraźnie w trakcie swojej kadencji wspierał partię swojego brata, zarówno kiedy była u władzy, jak i wtedy, kiedy przeszła do opozycji. W związku z tym dywagacje opozycji (nie tylko pisowskiej), że wybór Bronisława Komorowskiego i skupienie władzy w jednej partii (przy założeniu, że PO wygra następne wybory parlamentarne) jest groźne dla porządku demokratycznego, nie jest na miejscu.
W Polsce trudno o kandydata niezależnego, właśnie z powodów porządku prawnego, preferującego partie polityczne, które z wielu powodów, ale głównie ze względu na sposób ich finansowania i system wyborczy, stały się organizacjami oligarchicznymi. Ostatni poważny niezależny kandydat, Andrzej Olechowski, właśnie politycznie "umiera". Nie ma praktycznie środków finansowych koniecznych na prowadzenie kampanii wyborczej, ani pomysłu na ich zdobycie. Dzieje się tak, ponieważ te środki i zaplecze organizacyjne miała mu dostarczyć... partia polityczna, Stronnictwo Demokratyczne, które nie jest tego wstanie zrealizować (z powodu braku popytu na nieruchomości partyjne). Szansę na wysunięcie kandydata niezależnego kandydata ma jeszcze Prawo i Sprawiedliwość. Rezygnacja Lecha Kaczyńskiego mogłaby otworzyć zupełnie nowe pole działania, pokazać nową twarz i nowe pojmowanie polityki przez działaczy partyjnych. Tylko, że jest na to potrzeba by otwartości w kierownictwie tej formacji...
Od dawna jestem zwolennikiem systemu rządów kanclerskich, z silną władzą rządową i słabym, reprezentacyjnym prezydentem. Uważam bezpośrednie, powszechne wybory prezydenckie za zbytek i nie wartą zachodu fanaberię, jaką nam kilkanaście lat temu zafundowano. Z drugiej strony Platforma Obywatelska jest w tej chwili jedyną siłą polityczną, która obiecuje, że będzie dążyła do takich zmian w Konstytucji RP, aby zmienić układ władzy wykonawczej w Polsce i przesunąć jej ciężar w stronę rządu. Powinienem się więc udać w ostatnią niedzielę września (najbardziej prawdopodobny termin wyborów) do lokalu wyborczego i oddać głos na marszałka Sejmu. Ale z drugiej strony dla mnie, liberała, poglądy i Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej na sprawy ważne, takie jak in vitro, czy prawa obywatelskie (próba ograniczenia wolności dostępu do internetu, przy regulacji sfery hazardu internetowego - tak zwany rejestr stron niedozwolonych) są na tyle niepokojące i niesatysfakcjonujące, że może to wzbudzić we mnie poważny sprzeciw.
Świadomy wyborca powinien się kierować wieloma względami. Powinien sobie zbudować coś w rodzaju politycznej macierzy, gdzie będzie rozpatrywał, czy wektory, którymi kierują się kandydaci nam odpowiadają. Ale dla większości populacji, dla większości elektoratu to zadanie zbyt trudne. Ludzie wolą dokonać wyboru wizerunkowego, i to nie na bazie własnej analizy, ale wolą skorzystać z suflerów - głównie mediów.
Na koniec powinienem, jak to jest w zwyczaju, wezwać koniecznie do wyborów, do pójścia do urn, bo "jak Ty nie wybierzesz, to inni zrobią to za ciebie". Mam jednak coraz więcej wątpliwości, czy sam pojawię się przed urną...