Drzewiecki zeznawał już przed komisją 28 stycznia. Twierdził wówczas, że nie spotykał się z biznesmenem branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem już po wybuchu afery. Polityk mówił, że po raz ostatni widział biznesmena 22 września 2009 r. w Warszawie, w hotelu Radisson. Tymczasem Sobiesiak opowiadał sejmowym śledczym, że spotkał się z politykiem PO przypadkowo w listopadzie lub grudniu 2009 roku na Florydzie, gdzie obaj mają rezydencje. - Siedzę na ławce, czytam gazetę, moja córka buszuje po jakimś shoppingu i... podjeżdża pan Drzewiecki, widzę jak wysadza żonę i jedzie dalej. I nie widzi nawet mnie. I pani Nina idzie, więc witam się z nią. Nikt w to nie uwierzyłby i mieliśmy się chować, bo ja nawet się zastanawiam, czy my widzieliśmy się, czy nie. No, i przez panią Ninę się umówiłem. Miał tam przyjechać za dwie godziny czy za kiedyś; żeśmy się raz tam widzieli - relacjonował biznesmen.
Arłukowicz zwrócił też uwagę, że prokuratorzy mówili śledczym na wtorkowym spotkaniu z komisją, że teraz przekażą tylko pierwszą niewielką część materiałów, którymi dysponują i warto przed podjęciem ostatecznej decyzji poczekać na resztę dokumentów. Poseł nie wykluczył w związku z tym, że pojawi się kolejny wniosek o przedłużenie prac komisji śledczej. Zaznaczył jednak, że trzeba skończyć przesłuchania świadków, które już zostały zaplanowane i zapoznać się ze wszystkimi materiałami, które są w posiadaniu komisji. - Wtedy będą jakieś decyzje, ale niezbyt szybko i niezbyt pochopnie - dodał. Pierwotnie hazardowa komisja śledcza miał zakończyć swoje prace do końca lutego. Na początku roku posłowie wydłużyli jednak jej prace do końca kwietnia.
PAP, arb