Na Krakowskim Przedmieściu zebrał się tłum. To mieszkańcy stolicy wyszli pożegnać osoby, które tragicznie zginęły w porannej katastrofie samolotowej. Przyszli przed Pałac Prezydencki, by być razem w obliczu tragedii. Składali kwiaty, stawiali świeczki, stali w zadumie, wielu płakało.
- Boże co za tragedia - szlochała starsza kobieta. - Takie rzeczy przecież się nie dzieją! Tłum gęstniał z godziny na godzinę. W krótkim czasie przed siedzibą prezydenta stało już ponad 2 tys. osób. Byli wśród nich ludzie starsi, młodzież, a nawet dzieci, które z rodzicami przyszły pożegnać prezydenta. Wielu młodych powtarza, że obecność w tym miejscu to ich patriotyczny obowiązek. Są tacy jak student Uniwersytetu Warszawskiego Paweł Dmoch, którzy przyszli, bo nie mogli uwierzyć w to, co się stało. - Powtarzałem sobie, że to nie mogło mieć miejsca - powtarza Dmoch.
Są też tacy, którzy jak państwo Stankowscy przyszli tu całą rodziną. O tragedii dowiedzieli się rano. Przyszli razem ze swym maleńkim dzieckiem pożegnać parę prezydencką. Jak wielu innych złożyli kwiaty przed Pałacem.
- To był szok! Nie byliśmy w stanie uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jutro mieliśmy chrzcić dziecko ale nie wiemy, czy to jest dobry moment. Z drugiej strony staramy się pojąć tę tragedię pod względem duchowym, religijnym. Przecież stało się to właśnie teraz, gdy obchodzimy rocznicę mordu katyńskiego. Dla nas ci ludzie którzy lecieli tym samolotem to była właśnie ta odradzająca się elita naszego kraju.
- To taki czas, w którym musimy być razem i jednocześnie dać świadectwo, że pamiętamy o tym, iż najważniejsze osoby w państwie oddały hołd tym, którzy siedemdziesiąt lat temu w Katyniu zostali zamordowani. Dla mnie ma to wymiar niemal mistyczny. Jutro jest niedziela Bożego Miłosierdzia, a przecież pięć lat temu w sobotę przed niedzielą Bożego Miłosierdzia odszedł Jan Paweł II – mówi Krzysztof Noszczyk, który na Krakowskie Przedmieście przyszedł wraz z żoną i dwójką małych dzieci. - Zabraliśmy ze sobą dziec,i bo choć są jeszcze małe i może niewiele z tego rozumieją, to po jakimś czasie może będzie to miało dla nich znaczenie, że tu były i może za jakiś czas nam, rodzicom, będzie łatwiej im wytłumaczyć, czemu to było takie ważne. W ten sposób też myślimy o tych, którzy osierocili swoje dzieci w tej katastrofie.
Wraz z ludźmi przybywa kwiatów i zniczy. Ktoś położył zdjęcie prezydenta. Ktoś inny portret pary prezydenckiej. Kilka kroków dalej rodzice pomagają dziecku położyć żółte tulipany wśród innych kwiatów złożonych przez warszawiaków.
Pod Pałac przyjechał też ambasador Rosji. Zapalił znicz i położył biało-czerwoną wiązankę. Powstańcy warszawscy i kombatanci Armii Krajowej przyszli oddać hołd szczególny prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i szefowi Światowego Związku Żołnierzy AK Czesławowi Cywińskiemu, który również jest wśród ofiar katastrofy. Warty przed Pałacem wystawili też harcerze.
Znicze zapłonęły też przed kamienicą przy ul. Czerwonego Krzyża, gdzie Lech i Maria Kaczyńscy mieszkali prawie cztery lata, zanim przeprowadzili się do Belwederu. Na zielonym budynku wywieszono flagi z kirami. Zresztą Warszawiacy zareagowali błyskawicznie. W kilka godzin po tym, gdy do Polski dotarła tragiczna wiadomość o katastrofie samolotu prezydenckiego, niemal w całej Warszawie powiewały biało czerwone flagi z małymi czarnymi wstążeczkami - symbolem ogłoszonej żałoby narodowej.
Galeria:
Żałoba narodowa
Są też tacy, którzy jak państwo Stankowscy przyszli tu całą rodziną. O tragedii dowiedzieli się rano. Przyszli razem ze swym maleńkim dzieckiem pożegnać parę prezydencką. Jak wielu innych złożyli kwiaty przed Pałacem.
- To był szok! Nie byliśmy w stanie uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jutro mieliśmy chrzcić dziecko ale nie wiemy, czy to jest dobry moment. Z drugiej strony staramy się pojąć tę tragedię pod względem duchowym, religijnym. Przecież stało się to właśnie teraz, gdy obchodzimy rocznicę mordu katyńskiego. Dla nas ci ludzie którzy lecieli tym samolotem to była właśnie ta odradzająca się elita naszego kraju.
- To taki czas, w którym musimy być razem i jednocześnie dać świadectwo, że pamiętamy o tym, iż najważniejsze osoby w państwie oddały hołd tym, którzy siedemdziesiąt lat temu w Katyniu zostali zamordowani. Dla mnie ma to wymiar niemal mistyczny. Jutro jest niedziela Bożego Miłosierdzia, a przecież pięć lat temu w sobotę przed niedzielą Bożego Miłosierdzia odszedł Jan Paweł II – mówi Krzysztof Noszczyk, który na Krakowskie Przedmieście przyszedł wraz z żoną i dwójką małych dzieci. - Zabraliśmy ze sobą dziec,i bo choć są jeszcze małe i może niewiele z tego rozumieją, to po jakimś czasie może będzie to miało dla nich znaczenie, że tu były i może za jakiś czas nam, rodzicom, będzie łatwiej im wytłumaczyć, czemu to było takie ważne. W ten sposób też myślimy o tych, którzy osierocili swoje dzieci w tej katastrofie.
Wraz z ludźmi przybywa kwiatów i zniczy. Ktoś położył zdjęcie prezydenta. Ktoś inny portret pary prezydenckiej. Kilka kroków dalej rodzice pomagają dziecku położyć żółte tulipany wśród innych kwiatów złożonych przez warszawiaków.
Pod Pałac przyjechał też ambasador Rosji. Zapalił znicz i położył biało-czerwoną wiązankę. Powstańcy warszawscy i kombatanci Armii Krajowej przyszli oddać hołd szczególny prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i szefowi Światowego Związku Żołnierzy AK Czesławowi Cywińskiemu, który również jest wśród ofiar katastrofy. Warty przed Pałacem wystawili też harcerze.
Znicze zapłonęły też przed kamienicą przy ul. Czerwonego Krzyża, gdzie Lech i Maria Kaczyńscy mieszkali prawie cztery lata, zanim przeprowadzili się do Belwederu. Na zielonym budynku wywieszono flagi z kirami. Zresztą Warszawiacy zareagowali błyskawicznie. W kilka godzin po tym, gdy do Polski dotarła tragiczna wiadomość o katastrofie samolotu prezydenckiego, niemal w całej Warszawie powiewały biało czerwone flagi z małymi czarnymi wstążeczkami - symbolem ogłoszonej żałoby narodowej.
Marlena Mistrzak
Galeria:
Żałoba narodowa