- To trudne sprawy - podkreślił marszałek - "z punktu widzenia organizacji także kampanii wyborczej, ale niezbędne aby nie narazić Polski i siebie samego w jakiejś mierze" na zarzut niedotrzymania wymogów konstytucji. Na pytanie, czy nie chce podejmować decyzji o terminie wyborów prezydenckich, Komorowski powiedział, że musi podjąć tę decyzję, bo taki obowiązek nakłada na niego, jako marszałka Sejmu, konstytucja. - Mimo, że jest to szalenie trudne i ryzykowne. Ale chcę poprosić kluby opozycyjne, aby one wskazały najlepszy dla siebie termin - powiedział marszałek. - Jeżeli kluby tego nie zrobią, z różnych powodów jest to trudne, bo przecież jest to moment dramatycznych sytuacji w klubach, po tej katastrofie, po śmierci wielu liderów środowisk politycznych, to będę starał się wyznaczyć najpóźniejszy z możliwych terminów, ale w zgodzie z konstytucją - zapowiedział Komorowski. Zapewnił przy tym, że jeśli kluby opozycyjne "zaproponują jakikolwiek termin będzie on w pełni respektowany, byle oba kluby zaproponowały takie samo rozwiązanie".
Komorowski powiedział, że "rzadko się zdarza sytuacja, w której opozycja może rozstrzygać o tak ważnych kwestiach". - Tu będzie moja nie tylko propozycja, ale gorąca prośba, aby kluby opozycyjne zechciały ułatwić rozwiązanie ogromnego dylematu stojącego przed Polską jako całością - powiedział marszałek.
Komorowski, który jest kandydatem PO w wyborach prezydenckich - przyznał, że kompletnie nie wyobraża sobie kampanii wyborczej. - Nie chcę nawet o tym myśleć - mówił. Jak mówił, konstytucja nakłada na niego, jako marszałka Sejmu, obowiązek "wyjaśnienia i rozstrzygnięcia kwestii terminu wyborów", ale samej kampanii nie jest w stanie sobie wyobrazić. - Nie jestem w stanie pomyśleć, jakby to mogło być i się boję. Boję się jednego nieopatrznego słowa, które może paść i zamiast zbiorowego wspólnotowego przeżycia dramatu śmierci ważnych osób w Polsce i katastrofy politycznej, mogłoby paść słowo, które mogłoby zamienić ten nastrój szczególny, w nastrój ostrej konkurencji i wzajemnych oskarżeń - mówił Komorowski.
Jak dodał, boi się, "bo zna naturę ludzką, naturę także polityków" i obawia się, że ktoś "może nie wytrzymać". - Tym większa prośba i do dziennikarzy i do opinii publicznej, abyśmy razem pilnowali tego, aby ten nastrój skupienia i przeżycia wspólnego trwał jak najdłużej z korzyścią dla Polski - powiedział.
Komorowski, jako marszałek Sejmu, przejął po śmierci Lecha Kaczyńskiego obowiązki głowy państwa. Przyznał, że "sytuacja jest bardzo trudna w sensie organizacyjnym i sensie czysto ludzkim". Jak mówił, w obecnej sytuacji musi nie tylko koordynować "obszar odpowiedzialności prezydenta", ale i sprawy związane z funkcjonowaniem Sejmu. - Ale oprócz tego jest gdzieś ten problem ludzki, bo przecież i pan prezydent świętej pamięci, i mój kolega bliski, współpracownik w wielu sprawach, Jurek Szmajdziński, wicemarszałek, byli moimi konkurentami w zbliżających się wyborach prezydenckich. To jest strasznie trudne, jak to ustawić, żeby samemu czuć się do końca w porządku nie tylko wobec pamięci o nich, ale także i wobec opinii publicznej - powiedział Komorowski. - Staram się ile mogę, ile potrafię podejmować decyzje, które by nikogo nie urażały, nikogo nie bolały, a jednocześnie gwarantowały jakieś funkcjonowanie tych obszarów życia państwa polskiego, w których konstytucja uznała, że musze wypełniać obowiązki - mówił marszałek Sejmu.
Powiedział też, że chciałby, aby wszyscy, którzy zginęli w sobotniej katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, zostali uhonorowani "albo awansami, albo odznaczeniami pośmiertnymi". - Tym wszystkim, czym Rzeczpospolita dysponuje, aby podkreślić wyjątkowość tego zdarzenia i wyjątkowość także tej służb Polsce do końca, aż do śmierci czasami - powiedział Komorowski.Zgodnie z konstytucją marszałek musi zarządzić wybory prezydenckie w ciągu dwóch tygodni od dnia opróżnienia urzędu prezydenta, czyli najpóźniej do 24 kwietnia. Głosowanie musi odbyć się w dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów.
PAP, arb