- Służby lotniskowe powinny bezwzględnie zamknąć lotnisko i wysłać komunikat: lotnisko zamknięte - lądowanie niemożliwe - ocenia były szef szkolenia pilotów płk Piotr Łukaszewicz. Łukasiewicz dodaje, że tylko w taki sposób można było powstrzymać załogę Tu-154M od lądowania w Smoleńsku.
- Jeżeli prawdą jest, że widzialność wynosiła 500 metrów, to przy tym wyposażeniu służby lotniskowe powinny bezwzględnie zamknąć lotnisko i wysłać komunikat: lotnisko zamknięte - lądowanie niemożliwe - ocenił Łukasiewicz. Były szef szkolenia polskich lotników wyjaśnił, że samolot był traktowany jako cywilny statek powietrzny, w związku z czym kontrolerzy na wieży nie mogli mu wydawać poleceń, a jedynie sugerować co powinien zrobić pilot. Gdyby jednak zamknęli lotnisko samolot nie mógłby wylądować.
TVN24, arb
Tego samego zdania jest były pilot samolotów wojskowych mjr Michał Fiszer. - Według cywilnych procedur to kapitan podejmuje decyzje na podstawie informacji uzyskanych od kontrolerów - mówił. - Jeżeli chce się zabronić lądowania, to się po prostu zamyka lotnisko - dodał.
Pytani o ewentualną awarię samolotu piloci nie są zgodni. Zdaniem mjr. Fiszera mogło do niej dojść - gdyby przestał działać jeden z silników samolot nie miałby dostatecznej mocy, żeby przejść do wznoszenia po tym, jak piloci zorientowali się, że są zbyt blisko ziemi. Zdaniem płk. Łukasiewicza jest to jednak mało prawdopodobne, ponieważ zgodnie z informacjami z czarnych skrzynek wszystkie urządzenia samolotu działały prawidłowo.TVN24, arb