Senyszyn: trumna prezydenta niczym kasztanka Piłsudskiego

Senyszyn: trumna prezydenta niczym kasztanka Piłsudskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
"W lutym 2010 roku prezydent Lech Kaczyński był powszechnie uznawany za polityka miernego, niekompetentnego, niesamodzielnego w podejmowaniu decyzji, dającego sobą powodować i kierującego się przede wszystkim interesami partii swojego brata. Nie budził ani szacunku, ani sympatii, choć oddawano mu, że jest patriotą przywiązanym do tradycji i wartości narodowych" - przypomina Joanny Senyszyn eurodeputowana SLD. "W Polsce wystarczy nie być, żeby zostać ucieleśnieniem cnót wszelakich" - dodaje z przekąsem.
"10 kwietnia 2010 roku prezydent Lech Kaczyński został okrzyknięty mężem stanu. Subito. Przemiana dokonała się wyłącznie za sprawą śmierci, którą poniósł w katastrofie komunikacyjnej" - zauważa eurodeputowana. "Od miesiąca nie ma takich zalet, przymiotów i wartości, których by nie przypisywano nieżyjącemu prezydentowi. Obywatelom wmawia się, że Lech Kaczyński zostawił jakowyś cenny, polityczny testament, którego wykonawcą będzie brat-bliźniak. Gotowy, mimo ciężkiej żałoby, podjąć się tego wiekopomnego zadania. Ku chwale PiS" - ironizuje posłanka SLD.

"Jarosław Kaczyński traktuje trumnę Lecha niczym Piłsudski kasztankę. Chce na niej wjechać do prezydenckiego pałacu. Jeśli nie rozpoczniemy procesu odbrązawiania prezydenta Lecha Kaczyńskiego, grozi nam powtórka z - odrzuconej w wyborach 2007 roku - IV RP" - oburza się Senyszyn.

"Rodacy, to kłamstwo, że o zmarłych można mówić tylko dobrze albo wcale. O każdym - żywym i umarłym - mamy prawo mówić prawdę. O politykach nawet obowiązek. Fałszowanie obrazu prezydentury Lecha Kaczyńskiego grozi recydywą kaczyzmu" - ostrzega eurodeputowana SLD.


arb