Zrobię wszystko, by Bronisław Komorowski nie został prezydentem, bo to jest człowiek, który w momencie, kiedy prezydentura Lecha Kaczyńskiego była białą kartą, w dniu wyboru prezydenta zamiast przez zaciśnięte zęby wznieść okrzyk: "Niech żyje najjaśniejsza Rzeczpospolita i jej prezydent", jak dobry obywatel powinien czynić, powiedział: "Szkoda Polski". To jedno zdanie całkowicie go dyskwalifikuje jako obywatela i kandydata na prezydenta - tłumaczy Ludwik Dorn. Dodaje jednak, że w I turze raczej nie poprze Jarosława Kaczyńskiego.
Dorn uważa, że Jarosław Kaczyński ma większe szanse na zwycięstwo w wyborach niż nieżyjący już Lech Kaczyński, ponieważ katastrofa smoleńska wywołała "ruchy tektoniczne w polskiej polityce". - Polacy, którzy dotąd byli narodem apaństwowym, w wyniku tragedii smoleńskiej znaleźli związek z państwem. Nie widzę szans, żeby odpowiedź na to znalazł Bronisław Komorowski - tłumaczy Dorn. Jego zdaniem Jarosław Kaczyński ma natomiast wszelkie narzędzia i możliwości, by stan ten wykorzystać, ale musi odejść od dotychczasowej praktyki. Były marszałek Sejmu pytany o to, czy wierzy w przemianę PiS pod wpływem katastrofy stwierdza jednak, że ma do tego stosunek niewiernego Tomasza. - Niby są teraz wino i frukty, a potem będą jak zwykle wódka i ogórcy - mówi obrazowo.
Ludwik Dorn tłumaczy, że nie chce bezwarunkowo popierać Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ w polityce zależy mu na tym, aby mieć wpływ na losy państwa. - Choć rozpacz w sercu, to nóż w zębach, miecz w ręku i walczę. Kiedyś tak walczyłem po jednej stronie razem z Kaczyńskim - podkreśla. Dodaje, że nie jest zdziwiony tym, że jego koledzy z Polski Plus zachowują się inaczej, ponieważ "oni zawsze funkcjonowali w polityce w myśl zasady: do kogo silniejszego teraz można się przykleić".
Pytany o to co zrobi, gdy wybory wygra Komorowski Dorn tłumaczy, że "zatykając nos i zaciskając zęby, wykrzyknie: Niech żyje najjaśniejsza Rzeczpospolita i jej prezydent, bo tak trzeba". - Ale każdemu trzeba dać szansę, nawet Bronisławowi Komorowskiemu, którego tak nisko poważam w sensie politycznym - dodaje."Polska The Times", arb