Panujące przekonanie, że PiS to partia obciachu – w sensie kulturowym i intelektualnym - nie zawsze i nie do końca jest prawdziwe, ale rzutuje na oblicze kandydata. To wszystko z kolej ma wpływ na media i ośrodki opiniotwórcze, które nigdy obu braci Kaczyńskich nie darzyły zbyt wielką sympatią. To jednak nie media – tylko działania PiS rzutują na obraz tej partii.
PiS jest przede wszystkim partią antyinteligencką – Kaczyński wchodząc w koalicję z LPR i Samoobroną świadomie stanął na czele grup społecznych "pokrzywdzonych i oszukanych", przeciwstawiając je elitom. Wprawdzie na kongresie partyjnym w Łodzi, w roku 2006, Jarosław Kaczyński powiedział, że PiS nie jest nie jest partią antyinteligencką i zaproponował, aby inteligencja włączyła się w tworzenie nowego państwa, ale stwierdził jednocześnie, że do budowy tego nowego państwa jest konieczne stworzenie nowego inteligenta. Kaczyńskiemu nigdy nie chodziło bowiem o inteligencję, jako grupę społeczną, jako środowisko, które będzie popierało jego program społeczny, a także program polityczny dla państwa i obywateli. Jemu marzyło się ukształtowanie „nowego człowieka", który będzie myślał tak jak on.
Jarosław Kaczyński nie nadaje się na stanowisko prezydenta z wielu powodów. Jest graczem i manipulatorem społecznym, który nie rozumie współczesnego, nowoczesnego świata. To nie jest człowiek i polityk XXI wieku. Kaczyńskiemu i jego otoczeniu brakuje zrozumienia, że inteligencja to także kwestia umiejętności nawiązywania relacji społecznych, tworzenia nowych kanałów komunikacji, umiejętności przezwyciężania stereotypów i negatywnych emocji. Tymczasem prezes PiS zbudował sobie tak ogromny elektorat negatywny, że jego szanse na odbudowę poparcia są minimalne.
Kiedy w roku 2005 PiS doszedł do władzy, partia miała ogromny kapitał zaufania. Także zaufania po stronie wyborców młodych, a nawet zwolenników Platformy Obywatelskiej. Wynik wyborczy obu partii, to była premia za oczekiwane stworzenie koalicji PO-PiS. Jednak kiedy Kaczyński usiadł do stołu z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin –było wiadomo, że ten kapitał zaufania zostanie szybko roztrwoniony. Zamiast tworzyć sieć porozumienia i wspólnoty obywatelskiej, Kaczyński poszedł drogą przeciwną – zaczął dzielić społeczeństwo na "swoich" i "obcych". Po prawie dwudziestu latach od czasu politycznej transformacji Okrągłego Stołu, znów w Polsce zaczęto mówić "my" i "oni". I dlatego, moim zdaniem, Jarosław Kaczyński nie zostanie prezydentem RP.