Pilot Jaka 40 na pokładzie którego do Smoleńska przybyli 10 kwietnia polscy dziennikarze otrzymał polecenie przerwania lądowania od rosyjskich kontrolerów. Mimo to maszyna wylądowała. Pilot twierdzi, że nie usłyszał polecenia. Jak 40 lądował na rosyjskim lotnisku kilkadziesiąt minut przed katastrofą prezydenckiego Tu-154M.
O komendzie przerwania lądowania wydanej pilotowi Jaka 40 zeznali przed prokuratorami rosyjscy kontrolerzy. Kontrolerzy relacjonowali, że gdy samolot znajdował się na kilometr przed pasem, zorientowali się, że nie go nie widzą. W dodatku pilot Jaka 40 nie poprosił o zgodę na lądowanie. Wtedy z wieży padła komenda o odejściu na drugi krąg. Pilot ją zignorował.
Co więcej - eksperci uważają, że zgody na lądowanie nie miał również prezydencki Tu-154M. Według nich Rosjanie poinformowali pilotów jedynie o tym, że mogą wydać taką zgodę. Z zapisów czarnych skrzynek nie wynika jednak, by ją wydali. - W całym tym stenogramie nie padła komenda, która oznacza zgodę na lądowanie, tu mi tego brakowało – mówi były dowódca eskadry samolotów TU 154 kpt. Stefan Gruszczyk. - Załoga powinna mieć świadomość, że zgody na lądowanie nie mieli – dodaje kpt Gruszczyk.
TVN24, arb