Eurodeputowany PiS Marek Migalski twierdzi, że wiec Janusza Palikota w Lublinie organizowany w tym samym czasie i miejscu co spotkanie wyborcze Jarosława Kaczyńskiego był wydarzeniem przełomowym dla kampanii wyborczej. "Zderzenie chamskiego, wulgarnego, krzyczącego, pomstującego, wyzywającego, obrażającego Palikota ze spokojem, kulturą, jasnym przekazem, pokojowym tonem i poważną oferta politycznego dialogu w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego było kluczowym momentem" - ocenia Migalski.
"Polacy zobaczyli różnicę w zachowaniu, kulturze, stylu bycia i wypowiadania się, programie pomiędzy ludźmi PiS i PO – nas reprezentował prezes, Platformę trefniś z Lublina. Czy można było dokonać gorszej, z punktu widzenia interesów PO, konfrontacji? Czy można było popełnić większy błąd? Czy ktoś zupełnie, ale to zupełnie, stracił głowę w partii miłości?" - zastanawia się eurodeputowany PiS.
"Po raz kolejny, lecz tym razem bardzo dotkliwie, ten, który miał być cepem walącym nas po łbach, odwinął się i trzasnął prosto w potylicę Bronisława Komorowskiego. Palikot, który przynosił PO wymierne korzyści, tak się usamodzielnił, tak pokochał media i siebie, tak urósł, że stał się dla swojej partii i swego kandydata balastem i obciążeniem. Jego prywatne fobie i wojny zaczynają niszczyć jego partię – matkę" - ocenia polityk PiS.
"Wczorajsza konfrontacja w Lublinie będzie opisywana w podręcznikach politologii jako platformerski Stalingrad, wydarzenie, od którego zaczęła się klęska, punkt rozstrzygający o przegranej Komorowskiego. To, co zobaczyli wyborcy, będzie miało swoje daleko idące konsekwencje dla tegorocznych wyborów prezydenckich. Lublin, w moim przekonaniu, zdecydował o tym, że wygrana Jarosława Kaczyńskiego staje się coraz bardziej realna" - kończy swój wpis Migalski.
"Po raz kolejny, lecz tym razem bardzo dotkliwie, ten, który miał być cepem walącym nas po łbach, odwinął się i trzasnął prosto w potylicę Bronisława Komorowskiego. Palikot, który przynosił PO wymierne korzyści, tak się usamodzielnił, tak pokochał media i siebie, tak urósł, że stał się dla swojej partii i swego kandydata balastem i obciążeniem. Jego prywatne fobie i wojny zaczynają niszczyć jego partię – matkę" - ocenia polityk PiS.
"Wczorajsza konfrontacja w Lublinie będzie opisywana w podręcznikach politologii jako platformerski Stalingrad, wydarzenie, od którego zaczęła się klęska, punkt rozstrzygający o przegranej Komorowskiego. To, co zobaczyli wyborcy, będzie miało swoje daleko idące konsekwencje dla tegorocznych wyborów prezydenckich. Lublin, w moim przekonaniu, zdecydował o tym, że wygrana Jarosława Kaczyńskiego staje się coraz bardziej realna" - kończy swój wpis Migalski.
arb