Skrytykował natomiast innych kandydatów, nie wymieniając ich z nazwiska. Mówił m.in., że jeśli kandydat jedzie na teren objęty powodzią i krytykuje rząd, to krytykuje tego, z którym ma współdziałać. - Trzeba wiedzieć co się robi, trzeba wiedzieć co się mówi, trzeba się szczypać w zadek, jeżeli nie można, w co innego - dodał Bartoszewski. Jak zaznaczył, zgadza się z hasłem "Polska jest najważniejsza" tak samo jak z hasłem "Bóg, honor, ojczyzna" czy "Harcerz służy Bogu", ale te hasła - jego zdaniem - znaczą "wszystko i nic" i są pozbawione wizji oraz treści. Bartoszewski zwrócił uwagę na względnie dobrą sytuację gospodarczą Polski na tle innych krajów Europy w czasach kryzysu, co - jego zdaniem - wzbudza bardzo duży szacunek dla naszego kraju.
Minister odniósł się też do krytyków ostatniego dwudziestolecia Polski. - Są tacy, którzy mówią, że ci którzy przez ten czas rządzili, to nie byli Polacy - mówił. Przywołując nazwiska m.in. Hanny Suchockiej i Krzysztofa Skubiszewskiego, pytał retorycznie, czy oni nie byli Polakami. - Czy dobrymi Polakami są tylko ci, którzy krzyczą Polska? - pytał. - Czy to ma być Polska podejrzliwców, służb, które śledzą się wzajemnie, Polska prowokatorów, agentów i żigolaków, Polska inwektyw? - dodał.
Według Bartoszewskiego Polska powinna być krajem zachowującym swe wartości, ale powinna być Polską w Unii Europejskiej. - Mamy wnosić do UE wartości stabilizacji, niezwykłego rozwoju, a nie agentów, prowokatorów, dodatkowych sił bezpieczeństwa, prowokacji, awantur, kłótni - przekonywał. - Jako wesoły staruszek, chciałbym też wesoło umrzeć. A wesoło umrzeć można w kraju bezpiecznym i być pochowanym tam, gdzie się chce, a nie gdzie rodzina chce - powiedział. Jak zaznaczył, jego rodzina zgadza się z jego ostatnią wolą, by był pochowany na Wojskowych Powązkach, bo - jak tłumaczył - tam leży dobre towarzystwo. Odniósł się też do swej wcześniejszej wypowiedzi, w której mówił m.in. że ojciec pięciorga dzieci będzie lepszym prezydentem, niż ktoś mający "doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych", a nie mający doświadczenia "w byciu ojcem czegokolwiek".
Przyznał, że jako katolik zgadza się ze stanowiskiem tego Kościoła, że rodzina jest wielką wartością, a ludzie wychowani w rodzinie i ją kreujący budzą szacunek i szczególne zaufanie. Podał jednak przykłady polityków, w tym Romana Dmowskiego i Wiesława Chrzanowskiego, którzy byli stanu wolnego. - Tylko to nie jest jedyna kwalifikacja, tak jak nie jest jedyną kwalifikacją kogoś, że ma dzieci. To kwestia postawy, zachowania linii i ideologii. Oczywiście to, że ktoś nie ma dzieci nie dyskwalifikuje go, ale też nie predestynuje. Ktoś, kto wykazuje zdolności wychowawcze, więc zarazem mediacyjne, moim zdaniem bardziej nadaje się na prezydenta. Gdyby Jarosław Kaczyński nie mając dzieci wykazał się zdolnościami mediacyjnymi, budowania, godzenia ludzi, tworzenia koalicji - powiedział. Przypomniał, że nigdy nie krytykował Lecha Kaczyńskiego, gdy ten był prezydentem. - Z czego nie wynika, że prezydentura jest dziedziczna - podkreślił. Poinformował też, że zmienił pogląd w sprawie zwierząt futerkowych. "Wszystko cofam" - zaznaczył. Jak opowiadał, stało się to po tym, gdy do nowego domu jego syna pod Warszawą zawitał zajączek. "Zmieniam pogląd na zające, zające popieram" - dodał Bartoszewski.
- Dowiaduję się za pośrednictwem moich pracowników z internetu, jakim ja jestem sukinsynem. Żonie opowiadam, a ona mówi, że aż taki zły to nie jestem - żartował. Jak przyznał, nie należy do ludzi nieobliczalnych, chociaż niekiedy takiego udaje, bo jest mu tak wygodnie.PAP, arb