Jednym z głównych postulatów zeszłorocznego Kongresu było wprowadzenie parytetów na listach wyborczych. Z inicjatywy Kongresu przygotowano obywatelski projekt ustawy, który został złożony w Sejmie i po pierwszym czytaniu w lutym, trafił do komisji, która wciąż nad nim pracuje. Oznacza to, że ustawa nie ma szans, aby wejść w życie przed wyborami samorządowymi, na co liczyli jej autorzy.
Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski powiedział na Kongresie, że namawia swoje własne środowisko, aby przyjąć 35-proc. kwotę, ale jeśli Sejm uchwali 50 proc. to też podpisze taką ustawę.
Zdaniem Fuszary, aby kobiety rzeczywiście zaistniały w polityce, 35 proc. to za mało, musi być mechanizm suwakowy, albo inne mechanizmy gwarantujące kobietom wysokie pozycje na listach wyborczych, żeby nie były spychane na te miejsca, z których niewielkie mają szanse na wybranie.
B. wicemarszałek Sejmu Olga Krzyżanowska wspominała, że gdy po raz pierwszy usiłowała przeforsować w parlamencie projekt ustawy zwiększającej udział kobiet w życiu politycznym, nie traktowano jej poważnie. Podkreśliła, że choć obecnie nie wypada już zachowywać się w podobny sposób, to jednak wciąż sprawy kobiet nie są uważane za istotne.
"Bardzo dużo żeśmy zyskały w sensie siły od poprzedniego kongresu, ale bardzo mało w sensie konkretnym. Ustawa ugrzęzła w Sejmie. Te spotkania są nie tylko po to, żebyśmy poczuły się lepiej, ale też po to, abyśmy skutecznie upominały się o to, co nam się to należy jako obywatelkom. Czy jestem feministką? W pewnym sensie tak, ale przede wszystkim jestem obywatelką, której prawa nie są przestrzegane. Kobiety, damy sobie radę, nie bądźmy agresywne, nie bądźmy ostre, ale bądźmy rzeczowe i pracowite" - mówiła Krzyżanowska.
Magdalena Środa z rady programowej Kongresu przekonywała, że dopóki nie zmieni się udział kobiet w parlamencie i nie zmieni się agenda problemów, sprawy kobiet będą spychane na dalszy plan. "Najważniejsza jest wola polityczna, która musi być po stronie i mężczyzn, i kobiet" - podkreśliła.
Zdaniem Henryki Bochniarz z rady programowej Kongresu, powinien on zakończyć się konkluzją, jak zmusić parlament do jak najszybszego uchwalenia ustawy o parytetach. "O władzę się nie prosi, władzę się bierze, musimy ją wziąć. Denerwuje mnie, gdy podaje się nazwiska tych kliku kobiet, którym udało się przebić. Czy jest jakiś facet, który się przebił? Nie, oni po prostu dostają swoje stanowiska" - mówiła Bochniarz.
Prof. Fuszara zaproponowała, by Polacy wyszli z ogólnoeuropejską inicjatywą zbierania podpisów poparcia dla parytetów w wyborach do europarlamentu. "Potrzeba tylko miliona podpisów, co to dla nas" - mówiła Fuszara.
W Kongresie biorą udział kobiety z różnych środowisk. Są m.in. Małgorzata Tusk, Anna Komorowska, minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak, pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska, jest też wielu parlamentarzystów.
Tegoroczny Kongres, który potrwa do soboty, odbywa się pod hasłem "Czas na wybory! Czas na kobiety! Czas na solidarność!". Głównym tematem są wybory samorządowe, a szczególnie udział kobiet we władzach lokalnych, ale także wybory prezydenckie. W pierwszym dniu zaplanowano prawybory oraz debatę z udziałem kandydatów na prezydenta i prawybory. W programie przewidziano m.in. dyskusje o kobietach we władzach samorządowych i o szansach kobiet na rynku pracy, debaty na temat kobiet 50+, miejsca kobiet w kulturze, praw reprodukcyjnych, związków partnerskich oraz przemocy wobec kobiet. Wieczorem zaplanowano m.in. koncert Urszuli Dudziak.
Najważniejsze wydarzenia drugiego dnia Kongresu zaplanowano na Giełdzie Papierów Wartościowych. Odbędą się tam m.in. panele poświęcone udziałowi kobiet w życiu gospodarczym, a także warsztaty przygotowujące potencjalne kandydatki do startu w wyborach samorządowych. Szczególne miejsce w programie drugiego dnia Kongresu Kobiet zajmie sesja poświęcona pamięci Izabeli Jarugi-Nowackiej, która zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem. Odbędzie się ona w Arkadach Kubickiego. (PAP)