"Część ludzi zaczyna to teraz rozumieć i liczę na te co najmniej 15 proc. Mając ten wynik, przy dużej ilości niezdecydowanych można wejść do II tury, a w II turze na pewno wygram" - stwierdził polityk.
Korwin-Mikke podsumowując kończącą się kampanię powiedział, że ma świadomość tego, o ile więcej mógłby podczas niej zrobić. "Bardzo łatwo wszystko ocenia się po kampanii, natomiast o wiele trudniej jest to zrobić w jej trakcie. Dla przykładu, ja w tej chwili mając do dyspozycji ówczesne wojsko, spokojnie wygrałbym II wojnę światową" - powiedział.
Pytany, jak oceniłby całą kampanię wyborczą odpowiedział, że nie ma pojęcia, co się w niej dzieje. "W ogóle nie oglądam telewizji, w związku z czym nie mam pojęcia, co się dzieje w kampanii. Nawet ani jednego swojego spotu jeszcze nie widziałem. Słowo daję" - powiedział Korwin-Mikke.
Oświadczył, że jeśli nie wejdzie do II tury wyborów prezydenckich to decyzję o przekazaniu swojego poparcia podejmie po osobistej rozmowie z dwójką kandydatów.
"Jeżeli będą to ci dwaj kandydaci (Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński - PAP), bo wcale to jeszcze nie jest powiedziane, to na szczęście obydwu dobrze znam od ponad 30 lat i porozmawiam z nimi szczerze. Jeżeli kogoś poprę to po osobistej rozmowie" - powiedział Korwin-Mikke.
Zapowiedział, że 20 czerwca nie weźmie udziału w głosowaniu. "Obiecałem, że będę głosował na kobietę, a żadna się nie zgłosiła, więc nie będę głosował. Na kogo mam głosować, na siebie nie wypada, a konkurentów przecież nie będę popierał" - dodał.
Korwin-Mikke startował w tegorocznych wyborach prezydenckich pod hasłem "Wolność i Praworządność" - jest to też nazwa partii, której jest przewodniczącym.
W trakcie kampanii przekonywał m.in., że Polska powinna jak najszybciej wystąpić z Unii Europejskiej, ponieważ może jej grozić dopłacanie do ratowania strefy euro w związku z kryzysem. Jak ocenił, od grudnia 2009 r., daty wejścia w życie unijnego Traktatu z Lizbony, Polska nie jest samodzielnym państwem, stwierdził zatem, że kandyduje na urząd gubernatora stanu, a nie na urząd prezydenta. Uznał też, że wzmocnienie unijnej polityki zagranicznej zagraża istnieniu polskiej dyplomacji.
Zapowiedział, że gdyby wygrał wybory prezydenckie, to przeniósłby siedzibę głowy państwa z Pałacu Prezydenckiego do Belwederu. Zaapelował także do premiera Donalda Tuska o "odchudzenie" administracji państwowej.
Zapewniał ponadto, że jako prezydent będzie domagał się likwidacji zasiłków dla bezrobotnych i zwiększenia wydatków na armię o 50 proc., która jego zdaniem, powinna być zawodowa. Opowiedział się także za wprowadzeniem jednomandatowej ordynacji wyborczej do parlamentu.pap, em