Stosowanie norm moralności do współczesnej polityki w dość dużym uproszczeniu można określić jako możliwość spojrzenia na siebie zarówno przez wyborcę, jak i polityka, sprawującego w jego imieniu urząd, bez zbytniego absmaku. Moralność w swojej szczątkowej formie zostanie zachowana, kiedy polityk według nas zachowuje normy, których my sami byśmy nie przekroczyli. Choć tak naprawdę jest to już w polskiej polityce coraz większa rzadkość...
Kilka dni przed pierwszą rundą wyborów prezydenckich ultrakonserwatywny kandydat, Marek Jurek, który swego czasu pryncypialnie opuścił szeregi Prawa i Sprawiedliwości, wezwała wyborców Jarosława Kaczyńskiego, aby zagłosowali na niego. Jego wezwanie podyktowane było tym, aby zablokować w ten sposób wzrost znaczenia lewicy, tak, aby nie stała się ona trzecią siłą polityczna w Polsce. Liczył, że da mu to zwycięstwo nad kandydatem lewicy, Grzegorzem Napieralskim. Jak się to skończyło - już wiemy.
Ale ciekawsze jest to, co stało się później. Jak pamiętamy, Jarosław Kaczyński zaraz po ogłoszeniu przybliżonych wyników wyborów w I rundzie, zwrócił się do Napieralskiego z ciepłymi słowami, a kilka dni potem zaczął kokietować lewicę i to bynajmniej nie tę solidarnościową, unieważniając pojęcie postkomunizmu. Co na to Marek Jurek, kandydat ideowy? Udzielił poparcia Jarosławowi Kaczyńskiemu i wezwał swoich wyborców do przerzucenia głosów na niego...
I zapewne część wyborców szefa Prawicy Rzeczpospolitej skorzysta z jego rady. Pójdą głosować i zobrzydzeniem wrzucą głos do urny. Tylko czy to obrzydzenie będzie dotyczyć postawy Kaczyńskiego czy Jurka? A może wyborcy powinni spojrzeć w lustro przed decyzją - iść na głosowanie, czy nie, aby nie czuć jednak później obrzydzenia do siebie.
Inny kandydat, Kornel Morawiecki, prowadził całą swoją kampanię w imię idei odzyskania Polski z rąk układu okrągłostołowego. Pokazał się w niej jako ktoś, kto działając poza układem politycznym, nie miał i nie ma w dalszym ciągu nic wspólnego z establishmentem III RP. Kandydat czysty moralnie, bez skazy. Modelowy. Ale wyborcy tego nie docenili... oddali na niego w skali całego kraju 21 596 głosów.
Już po wyborach Morawiecki na swoim blogu wypomina Kaczyńskiemu umizgi do SLD, przypomina Katyń, księdza Popiełuszkę, przestrzega przed wzmacnianiem lewej nogi. Kończy swój komentarz jednak tym, że na szefa PiS pójdzie zagłosować, choć nie wzywa wprost do tego swoich zwolenników. Stanęły mi w tym momencie przed oczyma twarze jego zwolenników, na których pewnie widać obrzydzenie. Chyba, że są równie pryncypialni, jak sam niezłomny przywódca "Solidarności Walczącej"...
Jarosław Kaczyński w II turze zaprezentował się jako polityk po trosze lewicowy, człowiek wrażliwy i ludzki. Jego wezwanie do ludzi utożsamiających się z lewicą jest tak naturalne, tak logiczne, w myśl politycznych standardów… panujących w Polsce.
Ale może jednak wyborcy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a przede wszystkim lewicowi politycy przypomnieliby sobie lata rządów Jarosława Kaczyńskiego, tak dzień, po dniu, a przede wszystkim sprawę Barbary Blidy. Niech przejrzą materiały, nagrania, wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego.
Głosowanie z obrzydzeniem czasem jest konieczne. Problem zaczyna się wtedy, kiedy to obrzydzenie zaczyna przeradzać się w wyrzuty sumienia z powodu złego wyboru. Dlatego warto się wcześniej zastanowić...
Ale ciekawsze jest to, co stało się później. Jak pamiętamy, Jarosław Kaczyński zaraz po ogłoszeniu przybliżonych wyników wyborów w I rundzie, zwrócił się do Napieralskiego z ciepłymi słowami, a kilka dni potem zaczął kokietować lewicę i to bynajmniej nie tę solidarnościową, unieważniając pojęcie postkomunizmu. Co na to Marek Jurek, kandydat ideowy? Udzielił poparcia Jarosławowi Kaczyńskiemu i wezwał swoich wyborców do przerzucenia głosów na niego...
I zapewne część wyborców szefa Prawicy Rzeczpospolitej skorzysta z jego rady. Pójdą głosować i zobrzydzeniem wrzucą głos do urny. Tylko czy to obrzydzenie będzie dotyczyć postawy Kaczyńskiego czy Jurka? A może wyborcy powinni spojrzeć w lustro przed decyzją - iść na głosowanie, czy nie, aby nie czuć jednak później obrzydzenia do siebie.
Inny kandydat, Kornel Morawiecki, prowadził całą swoją kampanię w imię idei odzyskania Polski z rąk układu okrągłostołowego. Pokazał się w niej jako ktoś, kto działając poza układem politycznym, nie miał i nie ma w dalszym ciągu nic wspólnego z establishmentem III RP. Kandydat czysty moralnie, bez skazy. Modelowy. Ale wyborcy tego nie docenili... oddali na niego w skali całego kraju 21 596 głosów.
Już po wyborach Morawiecki na swoim blogu wypomina Kaczyńskiemu umizgi do SLD, przypomina Katyń, księdza Popiełuszkę, przestrzega przed wzmacnianiem lewej nogi. Kończy swój komentarz jednak tym, że na szefa PiS pójdzie zagłosować, choć nie wzywa wprost do tego swoich zwolenników. Stanęły mi w tym momencie przed oczyma twarze jego zwolenników, na których pewnie widać obrzydzenie. Chyba, że są równie pryncypialni, jak sam niezłomny przywódca "Solidarności Walczącej"...
Jarosław Kaczyński w II turze zaprezentował się jako polityk po trosze lewicowy, człowiek wrażliwy i ludzki. Jego wezwanie do ludzi utożsamiających się z lewicą jest tak naturalne, tak logiczne, w myśl politycznych standardów… panujących w Polsce.
Ale może jednak wyborcy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a przede wszystkim lewicowi politycy przypomnieliby sobie lata rządów Jarosława Kaczyńskiego, tak dzień, po dniu, a przede wszystkim sprawę Barbary Blidy. Niech przejrzą materiały, nagrania, wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego.
Głosowanie z obrzydzeniem czasem jest konieczne. Problem zaczyna się wtedy, kiedy to obrzydzenie zaczyna przeradzać się w wyrzuty sumienia z powodu złego wyboru. Dlatego warto się wcześniej zastanowić...