Zarówno kandydaci, jak i zadający pytania dziennikarze pomylili kampanię prezydencką z parlamentarną. I pytania, i odpowiedzi mogły sugerować, że obaj panowie walczą o władzę, o możliwość realizacji konkretnych zadań politycznych, czy gospodarczych. Ta formuła pozwoliła im na składanie pustych obietnic, przerzucanie się oskarżeniami, rzucanie frazesami i bon motami, które nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Do tego obaj zaprezentowali się raczej jako populistyczni socjaliści, co jak na przedstawicieli partii mieniących się prawicowymi, jest dość kuriozalne. Marketing polityczny, który od lat rządzi polską polityką, zaprowadził Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego na manowce. Nie otrzymaliśmy od kandydatów ani spójnego programu prezydentury, ani zarysu reformy państwa.
Debaty pokazały jeszcze coś innego - ukazały, jak dewastujący jest dla polskiej polityki konflikt pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością i Platformą Obywatelską, a w szczególności pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem. Ten podział sceny politycznej pomiędzy dwie formacje jest sztucznie zabetonowany przez zasady finansowania działalności politycznej i ordynacje wyborcze. Jeżeli reguły finansowania partii nie zostaną zmienione, degeneracja polskiej polityki będzie się pogłębiać.