Bez alternatywy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dla wielu, którzy pójdą do urn 4 lipca, wybór jakiego dokonają, będzie jednym z najtrudniejszych. Szczególnie dla tych, którzy podchodzą do demokratycznej procedury wyborów w sposób ideowy, a Polska jest dla nich wartością. Tymczasem w Polsce roku 2010 rządzi nie procedura demokratyczna, ale partiokracja, czyli dominacja partii nad instytucjami i prawami państwa.
U mety wyścigu mamy dwóch polityków, którzy są znani od lat, znamy ich działalność opozycyjną, karierę polityczną, wiemy, co robili 30, 20, 10 lat temu - i w ciągu ostatnich pięciu lat.
 
Mamy też do wyboru dwa modele Polski, jej przyszłości - ale również interpretacji jej przeszłości. Z jednej strony mamy polityka, który uznaje III Rzeczpospolitą za kraj niedoskonały, ale jednak za wartość, którą należy chronić, poprawiać i szanować. Z drugiej strony polityka, który nie negując prawideł demokracji, chciałby ten ustrój przyciąć do swojego obrazu rzeczywistości. Hasło "Polska jest najważniejsza" nie jest dla niego tożsame z tym, że najważniejsi są Polacy, wszyscy bez wyjątku. I choć można krytycznie odnosić się do deklaracji o prezydencie wszystkich Polaków, to jednak wiemy, że Bronisław Komorowski będzie bliższy tej idei. Polska Komorowskiego to inny kraj, niż Polska Kaczyńskiego. To kraj ludzi myślących o przyszłości, akceptujących polskie członkostwo w Unii Europejskiej. Polska Kaczyńskiego jest narodowo-katolicka, ksenofobiczna, nieufna wobec sąsiadów, a także wobec własnych obywateli.
 
Obaj kandydaci mają jednak wspólny rys. To strach przed zajęciem stanowiska w trudnych sprawach społecznych, takich jak sprawa parytetów, in vitro, czy leitmotiv tegorocznej kampanii, sprawa prywatyzacji służby zdrowia (która i tak jest w ok 40 proc. prywatna).
 
Jeszcze trudniejszy dla wielu ideowców będzie wybór między nimi, jeśli wezmą pod uwagę, że dwie główne partie polityczne, Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość, których reprezentantami są obaj główni kandydaci, przez lata rywalizacji i pozyskiwania zwolenników zatraciły praktycznie ostrość ideową. I tak PO już nie jest partią liberalną, ale stała się partią władzy, a PiS w walce o władzę stał się formacją socjalno-populistyczną. Oba ugrupowania są dalekie od klasycznej prawicy, chyba, że za miernik prawicowości uznamy ich stosunek wobec Kościoła katolickiego.
 
Czy w związku z tym klasyczni lewicowcy, przywiązani do haseł polityki społecznej, opartej o solidne rozwiązania prawne, zagłosują na Jarosława Kaczyńskiego? A czy liberałowie i libertyni społeczni, do jakich sam się zaliczam, wciąż dadzą się uwieść Bronisławowi Komorowskiemu? A co mają zrobić obrońcy życia, czy prawdziwi konserwatyści?
 
Urząd prezydenta nie jest co prawda najważniejszym ośrodkiem władzy, ale jednak wyposażony w narzędzia pozytywne (inicjatywy legislacyjne) i negatywne (prawo weta) będzie miał coś do powiedzenia. Tak więc również ideowcy, tradycyjnie już, w imię wyboru mniejszego zła, powinni podjąć decyzję i oddać głos.
 
Azrael