Także Jak-40, którym leciał Muś otrzymał polecenie zejścia do 50 m. - W przypadku tego lotniska, zgodnie z procedurą, można zniżyć się do wysokości 100 metrów. Dalej lot poziomy i ani metra niżej. My zrobiliśmy dokładnie tak – jakiś czas lecieliśmy poziomo na wysokości 100 metrów - wyjaśnia. - Do momentu, kiedy zobaczyliśmy bramkę z APM-ów (wielkie reflektory na ciężarówkach rozstawione po prawej i lewej stronie pasa; red.). Ich światło było widoczne z dosyć dużej odległości. Pomogły nam znakomicie. Spokojnie skorygowaliśmy lot w prawo, żeby znaleźć się między nimi -dodaje.
Zdaniem technika, w siedmiu wypowiedziach, które na stenogramie zostały oznaczone jako niezrozumiałe, może być komenda "50 metrów". - Mogli się wcześniej dogadać, lub nie dogadać, na lądowanie. Tych komend w stenogramach brakuje najbardziej. Zaznaczam, że nie wiem, co zostało wypowiedziane w tych siedmiu niezrozumiałych komendach. Wiem, co powinno paść: zgoda, albo niezgoda na lądowanie. Wiadomo tylko, że kontroler sprowadzał ich nadal - wyjaśnia.
Muś zastanawia się również nad aktualnością kart pokładowych. - Na pewno ani razu nie było tam liczby „50" (chodzi o minimalną wysokość, na jaką miałby zejść samolot, aby piloci zobaczyli pas; red.). Dlatego pomimo uwag kontrolera my zrobiliśmy po swojemu, czyli bezpieczniej. Może współrzędne GPS-a w tych nowszych kartach są inne? Może jednak mieliśmy niewłaściwe? - zastanawia się.
PP / tvn24