W uzasadnieniu skarżący powołują się m.in na zapis konstytucji, mówiący o tym, że wybory są równe. "Równość zasad, to nie tylko prawna równość każdego głosu i jego oddania w samych wyborach, ale oznacza równość faktyczną, czyli możliwość udziału obywateli w tych wyborach poprzez możliwość uzyskania informacji dotyczącej miejsc, w których można głosować, możliwość fizycznego dotarcia do tych miejsc oraz uczestnictwa w kampanii wyborczej" - czytamy we wzorze protestu. Osoby, które namawiają do złożenia takiego protestu, uważają, że mieszkańcy z zalanych terenów "w tym względzie zostali poszkodowani, nie mieli faktycznie możliwości uczestnictwa w tej kampanii (brak miejsc zamieszkania, dostępu do mediów), mieli utrudnione możliwość fizycznego uczestnictwa w samych wyborach". Innym argumentem, który przytaczają jest naruszenie przez rząd m.in. konstytucji w zakresie niewprowadzenia na terenach dotkniętych powodzią stanu klęski żywiołowej.
Pozostałe 11 protestów dotyczy różnych kwestii. W jednym z nich wyborca zwraca uwagę na to, że poseł PO Janusz Palikot nie był członkiem komitetu wyborczego Bronisława Komorowskiego, ale w trakcie kampanii wyborczej prowadził "agitację medialną" na jego rzecz. W tym samym proteście skarżący odnosi się do akcji dla powodzian zorganizowanej przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy podczas II tury wyborów. - Zdaniem wyborcy mogło mieć to wpływ na wynik wyborów - mówił Krzysztof Michałowski z Zespołu Prasowego SN.
Inny protest związany jest z powodzią - pojawiają się w nim zarzuty naruszenia ustawy o wyborze prezydenta. Skarżący zwraca uwagę, że zgodnie z prawem obwieszczenia dotyczące obwodowych komisji wyborczych powinny być podane do wiadomości publicznej najpóźniej na 21 dni przed dniem wyborów. Natomiast w związku z powodzią na niektórych terenach Polski lokalizacje obwodów głosowania zostały zmienione, a informacje o tym podane w okresie krótszym niż wymagane ustawowo 3 tygodnie przed wyborami. Do Sądu Najwyższego wpłynął także protest dotyczący nieprawidłowości podczas głosowania w I turze w konsulacie w Brukseli. Wtedy to do urny wrzucono 98 kart do głosowania więcej niż ich wydano. W innym proteście wyborca zwraca uwagę na problem wpisywania oraz wykreślania głosujących ze spisów wyborców. Był taki przypadek - jak mówił Michałowski - że jeden z wyborców pobrał zaświadczenie o prawie do głosowania w konsulacie, a nie został wykreślony ze spisu wyborców w miejscu swojego stałego zamieszkania.
Z kolei wyborca z Chorzowa zwraca uwagę na fakt poparcia Komorowskiego na konferecjach prasowych przez takich polityków jak np. Włodzimierz Cimoszewicz. - Zdaniem skarżącego publiczne ujawnianie swoich preferencji wyborczych przez prominentnych polityków mogło mieć wpływ na wynik głosowania - powiedział Michałowski.
PAP, arb